Amator na trasie Amator
- relacja uczestnika rajdu „On-Sight Adventure Race 2010”  

Autor: Wojciech Janik,  Data: 12.07.2010 r.

 

 

 

O rajdzie dowiedziałem się tydzień przed samym startem z gazety „Bieganie”, a właściwie od właściciela jednego ze sklepów dla biegaczy w Szczecinie, który zagadał, że mamy jakąś imprezę biegową za tydzień w Gorzowie. Po powrocie do domu szybko wpisałem adres strony internetowej… i rzeczywiście jest informacja…  ON-SIGHT Adventure Race pierwszym Twoim rajdem przygodowym w życiu? Czemu nie!” podjąłem decyzję wraz z żoną – startujemy!

 

Organizator rajdu – klub sportów ekstremalnych On-Sight przygotował 3 trasy: Masters, Speed i Amator długości odpowiednio około 225, 125, 55 kilometrów . Zdecydowaliśmy się na debiut na trasie Amator, która wkrótce miała się okazać Super Extreme Amator ale o tym za chwilę. Cały tydzień przed startem poświęciłem na skompletowanie ekwipunku. Kask na etap rowery, dodatkowa dętka, kompas, apteczka… to tylko część niezbędnego sprzętu. Największy problem był ze… zwykłym gwizdkiem. Zjechałem pół miasta w poszukiwaniu tego specjalistycznego sprzętu, gdy już byłem zrezygnowany udało mi się go kupić w jednym z osiedlowych kiosków jako gratis dołączony do czasopisma dla przedszkolaków. 

 

Do końca nie wiedziałem czy uda się wystartować. W międzyczasie borykaliśmy się z kontuzją żony i licznymi przeszkodami organizacyjnymi jednak w końcu udało się pokonać wszelkie problemy i w sobotę, trzeciego lipca, punkt 12:00 zaczęliśmy swój pierwszy rajd przygodowy w życiu.

 

                    

 

Pierwszym etapem rajdu był bieg na orientacje po centrum Gorzowa. Jako miejscowi muszę przyznać, że mieliśmy duże fory i konkurencje udało nam się ukończyć na 4 pozycji na 14 drużyn startujących. 

Drugi etap jazda na rowerze. Około 20 km w stronę jeziora Nierzym. Pierwszy punkt znaleźliśmy dość szybko, tak jakby na zachętę, ponieważ już niedługo mieliśmy ponieść pierwsze „rany”. Wbrew rozsądkowi postanowiliśmy przedzierać się przez gąszcz pokrzyw aby skrócić drogę. Efektem były bąble na całym ciele i przebite koło w moim rowerze. Na bąble pomogło wapno z apteczki, koło też udało się jakoś zmienić i o godzinie 14:49 zameldowaliśmy się w pierwszym punkcie zmiany.

 

 

 

 Jak postanowiłem tak tez zrobiłem. Trzeci etap to trekking. Ta część rajdu zapowiadała się niewinnie, a już wkrótce miało się okazać, że będzie to najcięższy etap trasy. Do pokonania było około 12 km po linii prostej oraz zaliczenie po drodze trzech punktów kontrolnych. Byłem przekonany, że to trochę ponad 10 km biegu leśnymi ścieżkami, które powinniśmy pokonać maksymalnie w 1,5 godziny. Pokonanie trasy z której wyszło jakieś 20 km zajęło nam 4,5 godziny! Przedzieraliśmy się przez gęsty las, bagna, mokradła i Bóg wie którędy jeszcze. O takich atrakcjach jak ukąszenia os czy kąpiel do kolan w mokradłach nawet nie będę wspominał. Nie byliśmy po prostu psychicznie przygotowani na ten etap. Otuchy dodawali inni uczestnicy rajdu, bo bez wspólnego wsparcia pewnie nie jeden z nas by zrezygnował. Największym problemem było to, że wybraliśmy się na trasę tylko z 1,5 litrową butelką wody, która w temperaturze 33 stopni w cieniu szybko okazała się towarem deficytowym. Tylko pomyłka na trasie i wyjście w miejscowości Santocko uratowało nas przed odwodnieniem i pozwoliło w miejscowym sklepie uzupełnić zapasy wody i podnieść morale drużyny. Na koniec etapu było zadanie specjalne – przejście po linach zawieszonych nad rzeczką. Wymagało to dużej koordynacji ruchowej i silnych rąk ale udało się (prawie) bez zamoczenia stopy.

 


Czwarty etap to znowu rower. Tym razem człowiek już uczy się na błędach i w poszukiwaniu ósmego punktu kontrolnego wybraliśmy się nie lasem a trzy razy dłuższą drogą asfaltową co w moim odczuciu i tak pozwoliło zaoszczędzić trochę czasu i odnaleźć ostatni punkt kontrolny, choć trochę po śladach innych drużyn. Zostało jeszcze ostatnie zadanie specjalne. Wspięcie po drabince linowej na 10 metrów w Galerii Askana i opuszczenie przez osobę asekurującą na linie. Po 10 godzinach i 2 minutach dotarliśmy na metę. Zmęczenie fizyczne i psychiczne, pęcherze na stopach, bąble po ukąszeniach znieczuliły endorfiny wydzielone w związku z ukończeniem pierwszego rajdu przygodowego w życiu!

 

 



Podsumowując rajd był bardzo dobrze przygotowany. Wzorowa informacja na stronie internetowej, szczegółowy regulamin, organizacja, jednoznaczne oznaczenie trasy i punktów kontrolnych a na koniec wysokowartościowy, zdrowy posiłek plus mały gadżet dla każdego uczestnika rajdu. Wielkie brawa dla kolegów z Poznania.

 

Osobiste korzyści jakie odniosłem z rajdu (oprócz 10 godzinnego treningu na około 0.70Hrmax i spalonych 6058 kcal) to walka z własną psychiką i zmęczeniem, która podczas biegów długodystansowych na pewno się przydaje. Nauczyłem się jak w chwilach zwątpienia wzajemnie podnosić się na duchu, jak działać zespołowo oraz poznałem nowych wspaniałych ludzi, z którymi mam nadzieje spotkać się na kolejnej edycji rajdu w przyszłym roku.

 

Do napisania tej recenzji skłoniły mnie wrażenia z rajdu i chęć promocji zdrowego trybu życia w naszym mieście. Polecam rajd każdemu, kto jest zwolennikiem aktywnej formy wypoczynku, chce się sprawdzić w warunkach ekstremalnego zmęczenia lub po prostu chce przeżyć niezapomnianą przygodę.

 

Pozdrawiam i mam nadzieję do zobaczenia na przyszłorocznej edycji rajdu! 

Wojciech Janik


 Lubuski  Portal  Biegowy,  Autor:  Krzysztof  Grzybowski  bigfut@poczta.onet.pl
     www.lubuskiportal.fc.pl    Data powstania  03.02.2008 r