Gdańska Setka z medecyną

Autor: Krzysztof Grzybowski,  Data: 02.12.2012 r.

  

To była impreza!!! Nabór chętnych do udziału w zawodach wraz z badaniami wydolnościowymi rozpoczęte zostały na ponad miesiąc prędzej. Prawie nie namyślając się wysłałem swoje zgłoszenie, a po niedługim czasie otrzymałem odpowiedz - zostałem przyjęty. Później okazało się że chętnych do udziału w tym projekcie było ponad dwukrotnie większe. Drugi bieg na 100 km po 4 tygodniach? - czemu nie. Tego jeszcze nigdy nie robiłem, aż w końcu musiał nastąpić ten pierwszy raz. O kondycje się nie martwiłem, pomimo nie najlepszego startu w Kaliszu (wynik), lecz o pogodę w listopadzie, w miesiącu, który pod tym względem  nigdy nas nie rozpieszczał. Do startu w Gdańsku specjalnie się nie przygotowywałem, zwracając większą uwagę na szybką regenerację po starcie w Kaliszu.

Dzień pierwszy

Tylko przyjechałem do Gdańska - o 12:45, a już czekał  na mnie na dworcu główny organizator całej imprezy - profesor Wojciech Ratkowski. (mistrz Polski w maratonie Dębno z 1984 r - 2:12:49).  Przekonany byłem że jestem jedynym przedstawicielem woj. Lubuskiego, a tu niespodzianka - na dworcu spotkałem Mariana Rutkowskiego z południa woj. - z Kożuchowa. Po kupieniu biletów powrotnych, pojechaliśmy do II Kliniki Chorób Serca Instytutu Kardiologii Akademii Medycznej w Gdańsku (Wrzeszcz) Tam spotkaliśmy  kolegów, którzy już byli w trakcie badań. Wykonano nam EKG serca (spoczynkowe 8 min i na komendę 8 min) trwające wraz przygotowaniem do badania około 30 min. Drugie to kardiografia impedancyjna - około 20 min. Tam tez założono mi urządzenie Holtera,  które zdjąłem go na drugi dzień tuż przed biegiem. 
W pokojach każdy z nas miał własny ciśnieniomierz i przez wszystkie dni notował ciśnienie i tętno.

Kardiografia impedancyjna
(ICG, impedance cardiography) jest bezpieczną i całkowicie nieinwazyjną metodą monitorowania hemodynamicznego, za pomocą której można zmierzyć lub wyliczyć istotne parametry hemodynamiczne. Poprzez elektrody umieszczone na skórze, do klatki piersiowej wprowadza się prąd elektryczny o małym natężeniu i wysokiej częstotliwości . Odbiór powracającego prądu po przejściu przez klatkę piersiową zapewniają elektrody odbierające. Uzyskane dane umożliwiają obliczanie impedancji tego prądu według odpowiedniego algorytmu. Zmianę oporu elektrycznego klatki piersiowej, czyli impedancję, rejestruje układ 8 elektrod rozmieszczonych w różnych punktach klatki piersiowej i szyi.  Za pomocą czterech z nich wprowadza się prąd zmienny o bardzo niskim natężeniu rzędu 1 mA, 86 kHz, który praktycznie jest nie odczuwalny. Pozostałe cztery elektrody służą do pomiaru impedancji. Jednym z ważniejszych zastosowań kardiografów impedancyjnych jest możliwość nieinwazyjnego obliczenia objętości wyrzutowej i rzutu serca. Kardiografia impedancyjna pozwala  na pomiar następujących parametrów: wskaźnika płynu w klatce piersiowej (TFI), czasu wyrzutu lewej komory (LVET), wskaźnika kurczliwości (IC), wskaźnika szybkości (VI), częstości akcji serca (HR). Za pomocą kardiografii impedancyjnej (niekiedy konieczny jest pomiar wartości ciśnienia tętniczego, które u nas zastosowano) można obliczyć: objętość wyrzutową (SV), rzut serca (CO), wskaźnik czasu skurczu (STR), systemowy opór naczyniowy (SVR), pracę lewej komory (LCW), wskaźnik systemowego oporu naczyniowego (SVRI) i wskaźnik pracy lewej komory (LCWI) 

To co widziać na zdjęciu (zdj. nr.2), to jest Holter monitorujący pracę serca w ciągu 24 godz. Szkoda tylko, że nie zrobiłem zdjęcia podczas kardiografii impedancyjnej.

Badanie me
todą Holtera polega na ciągłym monitorowaniu rytmu i częstości pracy serca przez ok. 24 godziny. Pozwala to ocenić jego pracę nie tylko w spoczynku ale i w trakcie wykonywania codziennych czynności. Badanie metodą Holtera umożliwia ocenę zaburzeń rytmu serca, które pojawiają się o różnych porach dnia i w nocy. Elektrody są umiejscowione na klatce piersiowej a kable od nich są podłączone do małego, przenośnego aparatu na baterie, który rejestruje zapis. 

Badanie elektrograficzne (EKG)
zostało zastosowane wykorzystywane w celu rozpoznania zaburzeń rytmu serca w spoczynku ( 8 min ), oraz przez zaburzenie naturalnej rytmiki oddychania przez oddychanie na podawaną komendę "wdech - wydech"  ( 8 min )


Badania krwi
(pobranie z ręki i palca) - badane
stężenie mleczanu (próg tlenowy i beztlenowy), określania poziomu wydolności tlenowej przez wytyczenie maksymalnego pułapu tlenowego (VO2max) i gazometria, oraz jeszcze parę innych o których będę wiedział po otrzymaniu szczegółowych wyników.

"Trochę" to wszystko trwało, tak że "wylądowaliśmy" dopiero po godz. 16 na hotelu AWF (w czasie badań udało się nam zjeść obiad). Do dyspozycji mieliśmy w hotelu pokoje dwu-osobowe z łazienką i telewizorem z którego praktycznie prawie nie korzystaliśmy. Na przekór waśniom między południem i północą woj. Lubuskiego zakwaterowałem się z kolegą z południa - Marianem Rutkowskim. W środowisku miłośników biegania nie ma takich podziałów i animozji jakie występują w takich dyscyplinach jak żużel, lub na szczytach administracyjnych naszego województwa. Naszym przykładem daliśmy dowód, że oprócz jakichkolwiek animozji  można  być zakwaterowany  parę dni w jednym pokoju, a do tego pobyt w nim spędzić w wesołej atmosferze. Nie wierzycie - spytajcie się Mariana. Podczas kolacji (szwedzki stół, a na nim co dusza zapragnie) odbyła się mała odprawa techniczna na której zostały ustalone szczegóły na jutro. Także te medyczne. Położyliśmy się szybko spać (w granicach godz. 22), aby dobrze wypocząć, bo czekało nas spore wyzwanie sportowe i medyczne. Podczas snu szczęśliwym trafem założony Holter jakoś mi nie przeszkadzał. Najgorzej mieli ci którzy lubią spać na brzuchu, bo taka opcja w tym momencie nie wchodziła.

Dzień drugi

Rano obudziłem się wyspany i wypoczęty - kolega podobnie. Do startu mieliśmy ponad godzinę, który planowany był na godz. 7:00.  To całkowicie wystarczyło aby  przygotować się do startu, zjeść krótkie śniadanie i udać się do oddalonego o 150 m od hotelu  punktu medycznego na pierwsze badanie krwi (pobranie z ręki i palca).
Tam tez założono mi  pulsometr (tętno i ciśnienie), na którym też miałem pomiar trasy w GPS. Dobra sprawa -  podawał na bieżąco dokładny dystans jaki pokonałem. Pierwszy raz biegłem taki długi dystans z pulsometr - i o dziwo - ani przez moment nie przeszkadzał mi on w czasie tak długiego biegu. Punkt medyczny był usytuowany tuż przy mecie na którym był zainstalowany pomiar czasu. Start do biegu się opóźniał, a powodem tego było to czego organizator nie przewidział  - za późno rozpoczęto pobieranie krwi.  W końcu z całą sprawą się uporano i na trasę wyruszyliśmy z opóźnieniem 40 minutowym.   Mi to oczywiście nie przeszkadzało - przecież nie spieszyłem się  do domu.  

Trasa składała się z 30 pętli.  Start przesunięto o około 200 m przed, tak aby dystans 100 km się zgadzał, a  ostatnia pętla była skrócona o kończącą ją "agrafkę".
Prowadziła po terenie AWF,  pobliskich chodnikach i ścieżce rowerowej. Podłoże było różne: asfalt (miejscami nie równy, dość nierówna kostka (agrafka kończąca pętlę), odcinek crossowy (wieczorem dość nieoświetlone), odcinki po ścieżce rowerowej i chodnikowy asfalt. Trasa była miejscami dość nie równa, więc trzeba było dość uważać szczególnie po zapadnięciu zmroku (końcówka biegu). Pogoda była wręcz wymarzona do biegania, a szczególnie o tej porze roku: temp wahała się w granicach 4,4 - 5,8 C, prawie bezwietrznie, pochmurnie. 


Do półmetka wszystko było O'K i nawet przerwa podyktowana pobraniem krwi i ważeniem ciała (trwało 13 min 34 s) po 26,8 km (8 okrążenie) nie wybiła mnie z rytmu. Czas  na półmetku taki jaki planowałem - około 5 godz. (bez badań). Pokonałem go praktycznie samotnie, oprócz paru pętli, które biegłem razem z Przemkiem Torłopem z Gdańska. Drugie pobranie krwi i ważenie przebiegło w podobnym czasie (50,3
km (15) -14:38). Wykorzystując czas na czekanie na pobieranie krwi, na pierwszym przebrałem bluzę i koszulkę, a drugim koszulkę. Druga część biegu - jak to zawszę mówię - była już "z górki", czyli bliżej niż dalej. Oczywiście do mety. Z pokonywaniem następnych pętli nie miałem problemów, choć już trochę czułem lekkie zmęczenie. Można było by to zwalić na ilość pobranej krwi, ale tego wcale nie czułem. Za każdym razem na trasie (także w punkcie medycznym) powtarzałem - pobierają mi krew zużytą, która i tak jest mi już nie potrzebna, więc nie ma to żadnego wpływu na moją kondycje. Chyba w tym było źdźbło prawdy, bo do końca biegło mi się dobrze, a  nawet mogę napisać: lepiej  niż w biegach ultra bez badań. 

Między 50-75 km tempo było trochę wolniejsze (tez biegłem sam), ale kondycja była dobra. Dopiero po ostatnim poborze krwi (73,8 km (22) - 10:49) dogoniłem debiutanta na 100 km - Grzegorza Kanigowskiego z Gdańska i już do końca z nim biegłem. Mogłem go minąć (widziałem że miał spore problemy) i pognać do przodu, ale perspektywa dalszego biegu w samotności spowodowała, że tego nie zrobiłem.  Grzesiek przyznał - jak bym go minął to za mną by nie gnił - mało tego - prawdopodobnie spore odcinki by szedł. A tak podbudowany moją obecnością kontynuował bieg. Całkowicie podporządkował się moim decyzjom np. kiedy przechodzimy w masz, co pijemy, jak długo maszerujemy (głównie na punkcie), lub biegniemy. Był później moment że mógł biec do przodu, ale tego nie zrobił - stwierdził krótko " zmobilizowałem go do biegu i pomogłem przełamać poważny kryzys, więc biegniemy razem już do końca".  Mając na uwadze przygodę z Kalisza 2011 roku i gdy tylko zrobiło się ciemno moja uwaga mocno skoncetrowała się na trase, oraz zwalniałem na nie równych odcinkach. Już wtedy wiedziałem,  że takie bieganie mi nie przeszkodzi w uzyskaniu lepszego czasu  (z badaniami) niż miałem w Kaliszu. Na ostatniej pętli Grzesiek cieszył się z pokonania po raz pierwszy 100 km, a pętlę tą pokonaliśmy w dość szybkim tempie wpadając na metę trzymając się za ręce na 7 i 8 miejscu. Ukończyliśmy bieg w dobrej formie - i  jak oboje stwierdziliśmy - jakby było taka potrzeba to można było jeszcze zrobić parę pętli więcej.



Nie było czasu na cieszenie się z ukończenia biegu, bo od razu czekało nas następne pobranie krwi. Trzeba było szybko to załatwić, bo jeszcze czekały mnie ostatnie tego dnia badania: EKG, Kartografia i założenie Holtera. Udało się - miałem trochę czasu, aby spokojnie się wykąpać i chwilę odpocząć. Sama jazda z biegu (Gdańsk Oliwa) do kliniki (Gdańsk - Wrzeszcz)  i  z powrotem trochę trwała. Plus badania - spowodowały późny powrót naszej grupy na hotel i kolację. Zbiżała się  godz. 23. Planowaną na godz. 21 podsumowanie biegu trzeba było przełożyć na następny dzień. Już przyzwyczajony do spania z Holterem nie miałem żadnego problemu z zaśnięciem, w przeciwieństwie do mego kolegi z pokoju. Widać Marian nie mógł się przyzwyczaić się do spania z tym urządzeniem, a może też był pod wrażeniem ukończenia ultra biegu. Był to jego debiut, więc w takim wypadku  bym się temu specjalnie nie dziwił. Dopiero nocny spacer w okolicach hotelu spowodował że spał dobrze do samego rana.

 

Wyniki biegu:
                                                                z badaniami    bez badań

1. Prokopczuk Adam (Szczecin) -                9:53:05        9:11:05
2. Szostak Mariusz   (Bielsko-Biała)            9:53:05        9:11:08
3. Derda Robert  (Szczecin)                        10:06:14       9:29:54
4. Chyliński Irek   (Grudziądz)                    10:13:41       9:54:01 
5. Giemza Stanisław (Bielsko-Biała)            10:34:08      10:01:50     
6. Torłop Przemysław (Gdańsk)                   11:06:06      10:27:40   
7. Kanigowski Grzegorz (Gdańsk)               11:17:02      10:32:57 
8. Grzybowski Krzysztof (Gorzów Wlkp.)   11:17:03      10:38:02
9. Grabsztunowicz Robert (Szczecin)           11:41:16      11:03:29
10. Kurzajczyk Mariusz (Kalisz)                  11:41:17      11:07:55
11. Kisiel Bogdan (Tarnobrzeg)                    11:46:32      11:10:59
12. Grzegorczyk Bartek (Pabianice)            12:20:35      11:39:18
13. Sztyglic Jerzy  (Łódź)                             12:38:59      12:00:23
14. Rutkowski Marian (Kożuchów)            12:40:37      12:08:26
15.
Śleboda Tadeusz  (dystans 50 km) - 4:26:58 -z jednym badaniem

 

Dzień trzeci
 
Rozpoczął się on dość szybko, bo wstaliśmy już o godz. 7. Czekały na nas następne badania (godz. 8) Tym razem było  to pobranie krwi nad czczo z ręki i palca . Byłem jeden z pierwszych. Było to z góry zaplanowane - zjeść szybko śniadanie i w pierwszej grupie pojechać na ponowne badania: EKG i kartografia.  Chciałem mieć parę godzin, który zaplanowałem przeznaczyć na odwiedziny u brata. W czasie mojej nieobecności było jeszcze ostatnie pobranie krwi, ale z tego byłem zwolniony. Odwiedziny szybko zleciały i już na godz.18 byłem z powrotem na kolacji,  podczas której odbyło się przełożone z poprzedniego dnia podsumowanie biegu i wręczenie pamiątkowych pucharów pierwszej szóstce w klasyfikacji. Pozostały czas był do naszej dyspozycji, które przebiegły na ciekawych dyskusjach i odpoczynku  w pokoju. Tym razem już bez problemów usneliśmy "snem sprawiedliwych", tym bardziej że nie mieliśmy na sobie Holterów - mogliśmy je zdjąć po kolacji. 


Dzień czwarty i ostatni

Rano obudziliśmy się rześcy i wypoczęci. Czekała nas ostatnia faza tej imprezy: ostatnie badania i powrót do domu. Przed śniadaniem  należało się już przygotować do powrotu - wszystko do torb popakować.  Trzeba było to zrobić, bo później już nie było na to czasu. Po śniadaniu jako pierwsi - już z zapakowanymi torbami - zawieziono nas do kliniki na ostatnie badanie: EKG. Badania tym razem przebiegły dość szybko, więc spokojnie mogliśmy zjeść obiad w znajdującej się na terenie kliniki w restauracji  Yellow. Polecam. Podają tam bardzo smaczne i tanie obiady.  Mnie i Mariana już tam nic nie trzymało - badania były wszystkie zrobione, pożegnaliśmy się z kolegami i organizatorami, a że mieliśmy jeszcze sporo czasu do odjazdu pociągu, postanowiliśmy nie fatygować już organizatorów i udać się na dworzec na piechotkę. Fakt - torby były ciężkie, ale my  byliśmy w świetnej formie, a do dworca głównego z kliniki nie było daleko. A do tego dobrze dotleniliśmy się przed czekającą nas podróżą. Gdańsk żegnał na słoneczna pogodą. Do Poznania czas nam w podróży szybko zleciał i tam nastąpiło nasze pożegnanie. Najciekawsze to było to: na tym samym peronie i torze stały nasze pociągi, jeden do Zielonej Góry, a drugi do Gorzowa. Jakby było mało to oba ruszały w przeciwnych kierunkach i prawie o tej samej godzinie (2 min. różnicy) i do celu docierały prawie o tej samej godz. (z parominutową różnicą).  Bez żadnych niespodzianek (PKP) po godz. 22 dotarłem do domu.


Podsumowanie

Przez prawie cztery dni  pobytu w Gdańsku przebiegło bardzo szybko i nie sposób było się nudzić. Nasze badania w małym skrócie:  dzień  pierwszy  (piątek) - badania EKG, kartografia,  Dzień drugi (sobota) - bieg na 100 km i pobranie krwi  przed, w czasie biegu (25, 50, 75 km)  i oczywiście po biegu, jazda do kliniki na badania (EKG, kartografia). 
Dzień trzeci (niedziela):  pobranie krwi i wyjazd do kliniki na badania (EKG, kartografia), odwiedziny brata - choć pozostali mieli ostatnie pobranie krwi. W dniu ostatnim (poniedziałek): wyjazd na ostatnie badanie do kliniki badania (EKG).  Przed i po biegu pobrano nam wymaz z jamy ustnej.

Opiekę medyczną mieliśmy super, a badania były robione fachowo i szybko. Także opieka socjalna była na najwyższym poziomie. Zakwaterowanie w hotelu AWF w pokojach dwuosobowych i  posiłki : śniadanie i kolacja w formie "szwedzkiego stołu". Obiad tez na pewno był na wysokim poziomie, choć tak się złożyło, że nie mogłem tego zobaczyć. Organizator biegu - profesor Wojciech Radkowski robił wszystko, aby w czasie pobytu w Gdańsku nam nic nie brakowało.  Punkt żywieniowy podczas biegu bardzo sprawnie działał obsługiwany przez studentów AWF, a skład wyżywienia na punkcie był uzgodniony wcześniej z uczestnikami. Pakiet startowy: bony zniżkowy100 zł na zakup ubioru sportowego w Biegosferze, 2 bluzy, koszulki i inne gadżety. I do tego zwrot kosztów przejazdu. 

Wstępne wyniki były bardzo dobre. Badania przed i po biegu wykazały że praca serca i ciśnienie jest podobne jak przed startem i tylko tętno jest trochę podwyższone (z 60 na 77), oraz występuje trochę słabsze  przewodzenie przedsionkowo-komorowe serca rejestrowane za pomocą kardiografii impedancyjnej.  Przy pomocy tego badania dowiedziałem się tez jaką mam objętości wyrzutowej (SV) podczas jednego skurczu serca. U dorosłego mężczyzny wynosi to około 70-75 ml - mój wynosi 92. Wyniki krwi tez były dobre, a badania pobrania krwi z palca w czasie i po zawodach nie wykazał dużego stężeniu mleczanu (próg tlenowy i beztlenowy) Miałem swego czasu  podobne badania krwi, ale po biegu na 20 km  (treningowo) i wyniki tez były też dobre. Teraz było to co innego - bieg na 100 km po 4 tygodniowej przerwie po Kaliszu i do tego w warunkach rywalizacji. Rękę miałem tak podziurkowaną, że wyglądała jak u super narkomana. Ciężar ciała przed, w czasie i po biegu był w normie:  przed - 70,4 kg, 26,8 km - 70,2 kg, 50,3
km - 68,4 kg, 73,8 km - 68,4 kg, po biegu - 68,2 kg. Spadek wagi, a później utrzymywanie się na jednym poziomie spowodowane było głównie odwodnieniem, który ustabilizowało się po 50 km. Szczegółowe wyniki badań - które otrzymam - pokażą w szczegółach zachowanie się organizmu podczas i po tak długim biegu, oraz pozwolą na ustawienie odpowiedniego treningu.  

 

2 Życiowa Setka Gdańska

Tym razem nic mi  nie dokuczało, więc na luzie (i to jest szczera prawda) pokonałem dystans 100 km. W końcu przełamałem w Gdańsku pecha które ostatnio prześladowało mnie na biegach ultra. Podbudowałem się psychicznie, bo momentami już zacząłem w niego wierzyć. Jak nie jakaś kontuzja, to mocne przeziębienie jakie np. miałem przed startem w Supermaratonie Kalisia 2012. Mało tego że byłem po nocnych poceniach (odwodnienie), to w czasie Kaliskiej Setki panował upał, a na punktach żywieniowych nie było żadnych izotonicznych napojów. Na wodzie, kawie i herbacie  - szczególnie w moim wypadku - daleko się nie  "pojedzie". Dobrze że wtedy miałem isostar, ale przygotowanie go (nie miałem serwisu), oraz uzupełnienie - choć w części - odwodnienia,  zajęło mi  trochę czasu, którego było już nie do odrobienia. Są osoby, które nad uchem "kraczą", lub "gęgają" że biegami ultra się wykończę. Po wstępnych wynikach już widać, że się bardzo mylą. Takie bieganie służy mi zdecydowanie lepiej niż biegi szybkościowe pod warunkiem że biegi ultra nie będę biegał na tzw. maksa. Teraz czekam z niecierpliwością na szczegółowe wyniki wszystkich badań, których w sumie było ich sporo. Jestem w w tej chwili w okresie 3 tygodniowego odpoczynku i regeneracji (czynnej) przed rozpoczęciem  treningów przed nowym sezonem biegowym i treningem  do czekającego mnie niedługo 29 Biegu Sylwestrowego w Poznaniu (29.12), co będzie moim 29 startem w tej imprezie. I niech mi ktoś powie, że czas szybko nie leci. Leci, leci i to bardzo szybko.

Zdjęcia: 
Henryk Witt - Sopot

Krzysztof Grzybowski

28 Sypermaraton Kalisia 2012

Krzysztof Grzybowski
Lubuski Portal Biegowy
www.lubuskiportal.fc.pl
Gorzowskie Towarzystwo Miłośników Biegania
AMATOR
www.amator.fc.pl
bigfut@poczta.onet.pl
Strona rodzinna
www.grzybowscy.republika.pl


Lubuski  Portal  Biegowy,  Autor:  Krzysztof  Grzybowski  bigfut@poczta.onet.pl
     www.lubuskiportal.fc.pl    Data powstania  03.02.2008 r
 
  Wszelkie prawa zastrzeżone