Dwumaratonowy sprawdzian
Autor: Krzysztof Grzybowski, Data: 25.03.2012 r.
Po
dłuższym odpoczynku od pisania, postanowiłem podzielić się wrażeniami i
spostrzeżeniami z udziału w Dwumaratonie Bydgoskim (10-11.03.2012). Od jakiegoś czasu coś
mi podpowiadało, abym spróbował swoich sił w tych zawodach. Byłem trochę sceptycznie nastawiony do startu w
takim przedsięwzięciu,
choć z drugiej strony udział w formie
treningowej byłby super sprawdzianem po zimowym przygotowaniach wytrzymałościowym
do sezonu startowego. Byłby tez testem na to jak szybko organizm
zregeneruje się przed następnym startem. W miarę upływu czasu
sceptycyzm malał, a rósł
apetyt na pokonanie dwóch maratonów. Treningi przebiegały planowo i czułem
ze pokonanie jednego maratonu poniżej 4 godz. będzie małym piwkiem, lecz obu
- mógłby być problem. O moich planach nie mówiłem nikomu , aby nie zapeszyć, ale także
też
przemyśleć całą sprawę i podjąć samemu rozsadną decyzję. Z tym czekałem
do ostatniej chwili i na listę startową zapisałem się jako jeden z ostatnich.
Byłem przygotowany na wszystkie opcje. Nawet na taką, ze jak coś w
pierwszym maratonie nie wyjdzie, to tego samego dnia wracam do domu. Nie ma nic
na siłę. Czułem jednak że będzie dobrze, ale że tak super, tego jednak nie
przewidziałem.
Idea biegów maratońskich
nad Kanałem Bydgoskim zrodziła się na początku 2007 r. przy okazji
Setnego Maratonu Dominika Drygalskiego - znanego bydgoskiego multimaratończyka.
Jubileuszowy maraton odbył się 25 lutego 2007 r. Od jesieni
tego roku, cyklicznie, w pięciu kolejnych miesiącach od listopada do marca
następnego roku organizowane są Dwumaratony Bydgoskie, czyli dwa biegi (w sobotę
i w niedzielę) na dystansie maratonu. Organizatorem pierwszej edycji
był Piotr Benecki wraz z grupą koleżeńską skupiającą miłośników
biegów długodystansowych. Zawody wspomaga K.S. Gwiazda zapewniając
zaplecze socjalne w postaci sanitariatów, noclegów i wyżywienia dla
biegaczy. Impreza ma charakter koleżeński, zwycięzcy nie otrzymują nagród,
a jedynie pamiątkowe upominki. W sobotni wieczór uczestnicy
organizują biesiadę, będącą okazją do wspomnień i wymiany doświadczeń
z biegowych tras oraz planowania kolejnych startów. Dwumaraton Bydgoski
jest imprezą otwartą dla wszystkich pasjonatów biegania, ukierunkowaną na
zaawansowanych biegaczy długodystansowych i umożliwiającą początkującym
amatorom biegania poznanie bardziej doświadczonych kolegów. Jest okazją do
sportowej rywalizacji, oraz do zdobycia ciekawych informacji o tematyce
biegowej. Początkowi amatorzy biegania mają możliwość udziału tylko w
jednym maratonie, lub półmaratonie, ale te osoby są klasyfikowane w
danym miesiącu i w całym cyklu na dalszych miejscach.
Noc przed startem nie należała do ciekawych - podczas snu spociłem się parokrotnie. Nie było
to związane z czekającymi mnie emocjami startu w zawodach, lecz widać złapałem
przeddzień startu jakiegoś wirusa. Na każdą nawet mała infekcję zawsze mój
organizm tak reaguje, więc może dlatego mało choruję na różne choroby
(przeziębienia, grypy). Rano było O'K, ale czułem lekkie odwodnienie, które tuż przed
maratonem nie należało do korzystnych sytuacji. Udało mi się jedna ją zlikwidować,
bo w czasie biegu nie miałem z tym problemu. Jak by się powiedziało - było
to "złe dobrego początki"
Do Bydgoszczy jechałem sam i do tego z całego województwa. W takim wypadku najlepszym środkiem lokomocji był pociąg, którym szybko i o czasie dotarłem na miejsce. Byłem tam sporo przed godz. 9. Z dworca do biura zawodów miałem nie daleko - a że już tam byłem podczas Nocnego Maratonu - dotarłem tam szybko i bez problemu. Biuro zawodów znajdowało się w K.S. Gwiazda - 100 m od mety i startu - gdzie tez było zaplecze socjalne w postaci sanitariatów, noclegów i wyżywienia dla biegaczy. Start do biegu był zaplanowany na godz. 11:00, więc miałem sporo czasu na potwierdzenie mego udziału, przywitanie z dawno niewidzianymi kolegami i przygotowaniem się do biegu.
Trasa maratonu składała się z 10 pętli po 4,195 km i prowadziła alejkami parkowymi wśród bogatego starodrzewia, rozłożystych drzew i pomników przyrody o zróżnicowanej nawierzchni wokół Kanału Bydgoskiego od śluzy nr VI - ul. Bronikowskiego, przez śluzę nr V - ul. Czarna Droga, do śluzy nr IV - ul. Wrocławska. Unikalna, dokładnie wymierzona i oznakowana trasa maratońska w zimowych warunkach jest dość trudna. Jednak przy sprzyjającej pogodzie umożliwia osiąganie dobrych rezultatów podczas zawodów i jest lubianym przez wielu bydgoskich biegaczy miejscem treningów.
Obsada była wręcz międzynarodowa - wśród
81 uczestników sobotniego biegu, na starcie było: dwóch półmaratończyków z
Hiszpanii, jeden z Francji, oraz dwóch Białorusinów i pięciu Litwinów. W tak
międzynarodowym towarzystwie o godz. 11:00 rozpocząłem zmaganie się z
pierwszym maratonem, a przez większości dystansu za partnera miałem Mirka Lasoty. Plan był prosty - pokonać go w czasie
poniżej 4 godz.
i aby to zrobić musiałem każdą z 10 pętli pokonać w minimum w 24
min. Pokonanie pierwszej pętli traktowałem dla ustawienia sobie
tempa w jakim będę pokonywał następne. Okazało się że jest trochę za
szybkie ( 22:24 ), więc już następne starałem się biegnąć dość równo i
pokonywać je w granicach 23 min. Biegło mi się świetnie ( mało powiedziane
- super ) , więc do półmetka z pokonaniem ich w założonym czasie nie było
żadnego problemu. Z osiągniętego
czasu na półmetku - 1:55:14 byłem bardzo zadowolony. Plan wykonałem z sporym
zapasem i do tego byłem w dobrej formie, choć jak to nie raz bywa po dłuższym
treningu - byłem lekko zmęczony. Aby nie doprowadzić do wiekszego zmęczenia
i nie dopuścić do jakiegoś większego kryzysu - następne pętle pokonywałem
wolniej. Taktyka była bardzo dobra, bo już na 8 pętli poczułem znowu napływ
energii, co skutkowało zwiększenie tempa biegu i rozstanie się z Mirkiem. Tak trwało do połowy 10 pętli,
gdzie stwierdziłem, że już czas poniżej 4 godzin mam na pewno zrobiony i do tego dość
spory. Zwolniłem tempo, tym bardziej że nie było dodatkowych motywacji w postaci
potencjalnych rywali - z przodu, lub z tyłu - aby mnie zmobilizowali do
szybszego biegu. Nawet dobrze że tak się stało, bo ostanie 2 km pokonałem
spokojnie i bardzo dobrej kondycji wbiegłem na metę.
Pierwsza część planu wykonana, czas super - 3:51:43 i do tego dystans pokonany w bardzo dobrej formie. Krótko mówiąc - było się z czego cieszyć. W świetnym nastroju udałem się do bazy zawodów, która mieściła się w KS Gwiazda - jak już pisałem - 100 od linii startu i mety. Teraz trzeba było wykonać następną część mego udziału w tych zawodów i to najważniejszą - szybką regenerację sił. Nie było to łatwe zadanie, tym bardziej do tej pory nie spotkałem się z taką sytuacją. Nie wiedziałem tez jak zachowa się mój organizm przez 16 godz. między maratonami. Jednak jedno wiedziałem z doświadczeń w biegach ultra - miał być to dość aktywny odpoczynek. W ciągu dnia żadnego długiego leżenia plackiem na materacu jak to nie którzy robili. Owszem taki odpoczynek był dobry tylko w krótkim wymiarze. Mało tego, w planie miałem zaplanowany dłuższy spacer wokół kanału, gdzie odbywały się zawody. Łącząc przyjemne z pożytecznym - zwiedziłem Stary Kanał Bydgoski. W latach 1910-1915 miała miejsce przebudowa kanału. Zmieniono wówczas jego bieg, a stara część zyskała nazwę Starego Kanału Bydgoskiego. Obecnie jest on wyłączony z ruchu. Stanowi atrakcję turystyczną miasta, a jego otoczenie jest parkiem zwanym „Planty nad Kanałem Bydgoskim”. Ważne tez było systematyczne nawodnienie organizmu napojami izotermicznymi. Nawet - co bardzo rzadko robię - wypiłem piwo dobrej marki. Musiało być dobrym uzupełnieniem w procesie nawadniania, bo wypiłem je tak jakbym pił napój tylko, ze lekkim gorzkim smakiem.
Baza zawodów była bardzo dobrze przygotowana na przyjęcie uczestników. Każdy z nich miał przygotowany materac na salach, na którym wypoczywał i nocował. Obok znajdowała się stołówka z barem, gdzie po biegu wydawany był ciepły posiłek (zupa i makaron ze sosem), oraz do dyspozycji uczestników przez cały dzień była w formie samoobsługi: herbata, kawa, filiżanki i czajnik. Był tam tez telewizor z którego na drugi dzień z chęcią skorzystałem. Ale o tym poźniej. Czułem się świetnie. Spacer, posiłki i rozmowy z uczestnikami zawodów spowodował że czas popołudniowy szybko mi zleciał. Trzeba było się położyć spać, lecz czułem że nie będzie ona w pełni przespana. Nie to że ktoś hałasował, lub chrapał, bo na to mam swój sposób ( stopery w uszy), ale to że czuło się trochę zmęczenie i było dla mnie mniej wygodne spanie niż w domu (nie ma to jak we własnym domu) W tym wypadku przeczucie się sprawdziło i przez pierwszą część nocy przewracałem się z boku na bok. Dopiero drugą część w miarę już spokojnie spałem.
Obudziłem się około 6:30 - i o dziwo - nawet wyspany i wypoczęty. Była nie pisana możliwość rozpoczęcia drugiego maraton na dwie, lub godz. prędzej od planowanego startu, który był na godz. 8:00. Decyzje podjęte przez część zawodników o wcześniejszym starcie były różne, ale głównie powodem była możliwość zdążenia na powrotny pociąg do domu. Jak była taka możliwość, więc postanowiłem i ja z niej skorzystać. Mój powód był dość prozaiczny - chciałem zdąrzyć na transmisję telewizyjną z Pucharu Świata w biegach narciarskich. Kibicuję Justynie Kowalczyk, a ona tego dnia startowała w biegu stylu klasycznym na 30 km. Zakładałem - słusznie jak się poźniej okażało - jak wystartuję o godz. 7:00 i pobiegnę maraton w 4 godz. powinien zdążyć na godz 11 - na rozpoczęcie transmisji. Nawet dobrze się to składało, bo miałem nową motywację i doping na ukończenie maratonu w 4 godz. Było mało czasu - musiałem się szybko przygotować do biegu. A że jestem już trochę zaprawiony w takich sytuacjach, takie przygotowanie nie sprawiło mi żadnych problemów.
Jak zaplanowałem tak i zrobiłem - o godz. 7 ruszyłem na trasę biegu. Tym razem prawie od początku biegłem sam i na taką sytuację byłem skazany już do samego końca. Początek był mniej komfortowy, gdyż miałem nogi lekko zdrętwiałe. Po upływie paru kilometrów ta sytuacja ustąpiła i mogłem bez problemów kontynuować bieg. Pierwszą pętle pokonałem parę sekund wolniej niż w pierwszym maratonie pomimo tak słabego początku. Czułem się świetnie - tak jakbym w dniu poprzednim zamiast przebiegniętego maratonu, miałem lekki trening. Tempo było trochę za szybkie, więc lekko zwolniłem i starałem się je utrzymać na ile było to możliwe. Ciągle zdawałem sobie sprawę że może w każdej chwili przyjść nagle poważny kryzys i będzie wtedy "po ptakach". Pomimo tego biegłem swoje, nie przejmując się tymi obawami. Jak on przyjdzie to będę się wtedy martwił, ale póki co, biegnę swoje - im dalej tym lepiej. Z tymi myślami dotarłem do półmetka. I tu przeżyłem duże zaskoczenie - wynik uzyskany był super (1:55:25) i był minimalnie gorszy od półmetka z pierwszego maratonu. Czyli historia powtórzyła się dokładnie jak w pierwszym maratonie: czasie, spory zapas czasowy, no i dalej dysponowałem dobrą formą z odczuwalnych lekkim zmęczeniem. Teraz wystarczyło biegać pętlę po 25 min i miałem jak w banku - czas poniżej 4 godz. Byłem tym faktem mocno podbudowany. Zastosowałem jednak taktykę z pierwszego maratonu i zmniejszyłem lekko tempo biegu. Widać taktyka była super, bo pokonałem następne 3 pętle, a kryzysu "ani widu, ani słychu" A że czułem się dobrze i nic mi nie dokuczało, postanowiłem zaryzykować przez spokojne przyspieszenie. Zapowiadał się dobry czas w granicach 3 godz. 55 min i nawet mały kryzys nie przeszkodził by mi w osiągnięciu zaplanowanego wyniku. Do mety zostało 8 km i było to niby nie wiele, a za razem na tyle sporo, aby na tym dystansie - i do tego w drugim maratonie - doszło do takiego kryzysu, który mógł spowodować nawet jego nie ukończenie. Mi to raczej to nie groziło, bo z upływem dystansu zamiast biegnąć wolno, moje tempo pomału rosło, a ostatni kilometr pobiegłem praktycznie na całość wpadając na metę z mała zadyszką. Byłem zadowolony z końcówki biegu, a po zobaczeniu wyniku - 3:52:17 - byłem uradowany "jak dziecko" Tego się nie spodziewałem, aby różnica miedzy maratonami wynosiła 34 sekundy!!! I do tego byłem w dobrej kondycji. - było to dla mnie totalnym zaskoczeniem. Miejsce 25 (sobota) na 81 uczestników, 14 (niedziela) na 86 i 14 miejsce w całej dwumaratońskiej rywalizacji można było tez zaliczyć do sukcesu. Jechałem na zawody z dużymi obawami, a okazało się że "nie taki wilk straszny jak go malują"
Teraz
trzeba było szybko udać się do bazy zawodów (przecież po to rozpocząłem
bieg o godz. 7), aby mógł obejrzeć - jak juz pisałem -
relację z Pucharu Świata. Miałem sporo czasu ( wyjazd przed godz. 16 )
na obejrzenie relacji i zjedzenia posiłku, kąpiel, oraz na regenerację sił
przed czekającym mnie powrotem do domu. Powrotna podróż przebiegła szybko i
bez niespodzianek, a w domu byłem tuż przed godz. 20
Wielkie podziękowania dla Organizatorów biegu za super
zorganizowane zawody pod każdym względem i na prawdę
trudno było się przyczepić do czegokolwiek.
Zrobiono wszystko, aby uczestnicy zawodów mieli bardzo dobre warunki do
rywalizacji i odpoczynku, oraz podczas całego pobytu czuli jak u siebie w domu.
Tez muszę podziękować uczestnikom
zawodów za mile spędzony czas, oraz złożyć podziękowania dla Bernadety Lipińskiej za super
zdjęcia - dzięki!!! Zdając
się na wyżywienie organizatora - nie zawiodłem się. Jak już pisałem - wydawany był po każdym biegu ciepły posiłek (zupa i makaron ze
sosem), oraz przez cały czas naszego pobytu był do dyspozycji w formie samoobsługi: herbata, kawa, filiżanki i
czajnik. Można tam było bez problemu zjeść kolację i śniadanie.
Trzeba tez podkreślić że punkt żywieniowy na trasie
maratonu był bardzo dobrze zaopatrzony w napoje ( woda, izotonik, a szczególnie
super herbara ) i ciasteczka, placek ( super) i
czekolada - wszystko co było potrzebne do uzupełnienia utraconej energii
podczas biegu maratońskiego. Oprócz tego była tez możliwość wystawienia
punkcie odżywiania własnych
odżywek.
Krzysztof
Grzybowski
Lubuski Portal Biegowy
www.lubuskiportal.fc.pl
Gorzowskie Towarzystwo Miłośników Biegania
AMATOR
www.amator.fc.pl
bigfut@poczta.onet.pl
Strona rodzinna
www.grzybowscy.republika.pl
Lubuski
Portal Biegowy, Autor: Krzysztof Grzybowski
www.lubuskiportal.fc.pl Data
powstania 03.02.2008 r