Tradycji nie stało się zadość - Gdańsk 2011

Autor: Krzysztof Grzybowski,  Data: 30.08.2011 r.

 

Witam wszystkich. Po dłuższym namyśle postanowiłem opisać moją wyprawę do Gdańska na Maraton Solidarności ( poniedziałek 15.08 ). Wiem że moje sprawozdania mogą być różnie odbierane - "każdy może pisać: jeden lepiej, inny gorzej" - ale lepszy taki artykuł niż by go nie było wcale ;-))) A jest co opisywać bo w tym okresie wiele się działo. Start w Gdańsku jest z jednych z etapów moich przygotowań do udziału w Mistrzostwach Polski w Biegu 24 Godz. Katowice 2011. Po maratonie w Gdańsku planowałem udział w Dziesiątce Lasów Bogdanieckiej. Na dwa tygodnie przed maratonem okazało się ze bieg w Bogdańcu przełożono i wypadał na dwa dni przed startem w Maratonie ( sobota 13.08 ) Byłem zawiedziony, bo planowałem ostry start w Bogdańcu i pobicie swego rekordu  na tak trudnej trasie. W takim wypadku musiałem zmienić plany i start w zawodach potraktować typowo treningowo - maraton był  priorytetem i pod niego inne biegi misiały być podporządkowane. Ale było małe pytanie - jak zrobić trening w czasie startu w zawodach? Normalnie się nie da - start zawodach zawsze wyzwala wolę walki i wtedy jest trudno kontrolować tempo biegu. Po krótkim namyśle znalazłem wyjście - pobiegnę z koleżanką klubową Lucyną Poznańską. Ja będę miał solidny trening, a Jej może się uda poprawić rekord na tym dystansie. Okazało że trening miałem dość solidny, a Lucyna poprawiła swój rekord o ponad 5 min ( 44:45 ).

 

 

 

Po zawodach krótki odpoczynek, bo część popołudnia musiałem poświęcić na spakowanie się do wyjazdu. Moja wyprawa do Gdańska została podzielona na dwa etapy: pierwszy (niedziela)-  podróż pociągiem, udział w otwarciu stadionu PGE ARENA (Bursztynowa Arena) podczas meczu Lechia  - Cracovia i odwiedziny brata Piotra, druga część (poniedziałek) - udział w maratonie i powrót do domu.  Podróż pociągiem przebiegła bez specjalnych niespodzianek i po godzinie 13 dotarłem do Gdyni. Na załatwienie wszystkich spraw związanych maratonu miałem mało czasu, bo już po godz. 15 byłem umówiony z bratem, z którym pojechałem samochodem  na Stadion PGE ARENA ( pojemność 44 tys.). Wszystko miał przygotowane - miejsce na parkingu i kupione wcześniej bilety. Wejście na stadion odbyło się szybkie i sprawne. Na godz. przed meczem ( godz. 17:00 ) byliśmy na trybunach. Stadion robił wrażenie, swoim wyglądem i otoczeniem. Oddzielenie dolnych trybun od górnych i osobne wejście bezpośrednio z zewnątrz stadionu na konkretny poziom. Nowoczesny obiekt z wszelkimi udogodnieniami dla kibiców np. kioski gastronomiczne z bezgotówkowym system płatności, udogodnienia dla osób niepełnosprawnych, nowoczesne ubikacje. Mieści się to na górnej promenadzie pod trybunami stadionu. Siedziałem prawie na samej górze za bramką, a miałem bardzo dobra widoczność. Wygodnych składane foteliki sprawiały, że wygodnie oglądało się mecz. Chóralny śpiew, swoisty taniec, przy bardzo dobrej akustyce sprawiało, że  widowisko można było przezywać w niezapomnianej atmosferze. Szkoda tylko że do tego nie dostroili się piłkarze na boisku. Poziom meczu był słaby, co potwierdzało ich miejsca w końcówce w tabeli ekstraklasie. Mecz zakończył się wynikiem 1:1, a mecz oglądało 34 tys. 186 widzów.

 

 

 

Podsumowując opis stadionu można zacytować wypowiedz jednego z dziennikarzy, którzy z całej Europy odwiedzili na zaproszenie UEFA osiem stadionów, na których za rok rozegrane zostaną spotkania Euro 2012:  "Stadion w Gdańsku jest jak Ferrari, Lamborghini! Mmmmm, czuję się tu jak w wymarzonym samochodzie, odebranym prosto z fabryki.  Przy PGE Arena nawet San Siro w Mediolanie wygląda jak cinquecento"  - przyznał Massimo z Tuttosport 

 

 

W tej chwili Trójmiasto jest wielkim placem budowy. Na każdym kroku jest widać przygotowania do przyszłorocznych Mistrzostw Europu w piłce nożnej. Realizowane są np. liczne projekty transportowe - budowa tras Sucharskiego, Słowackiego, W-Z, remont ulicy Jana z Kolna, rozbudowa sieci tramwajowej, połączenie drogowe z terminalem portowym i lotniczym, prace nad obwodnicą południową Gdańska i kolejką SKM.

 

 

 

Wyjście ze stadionu było szybkie, a już wyjazd z parkingu było problemem. Gigantyczne korki zapanowały w okolicach stadionu spowodowały, że dopiero po ponad godzinej jeździe dotarliśmy do domu brata. Dobrze że rozpoczęcie meczu ekstraligi żużlowej Unia Leszno - Stal Gorzów został  opóźniony o pół godziny, bo tym sposobem udało mi się obejrzeć drugą część relacji telewizyjnej.

 

Tydzień przed startem w maratonie prognoza pogody podawała upały jakie maja panować nad Trójmiastem. Jednak z upływem dni zaczęła się ona stopniowo zmieniać i tuż przed wyjazdem okazało się że zapowiadane są opady deszczu i momentami dość obfite. Nie chciało mi się w to za bardzo wierzyć, ponieważ w ubiegłych latach tez zapowiadano dobrą pogodę do biegania, a w rzeczywistości panowały tradycyjne upały. Przeddzień startu  była ładna pogoda, co potwierdzało że to jednak tradycyjne upały będą podczas maratonu. I tu się bardzo pomyliłem. Nad ranem obudził mnie szum deszczu. Na dworze było mocno pochmurnie i dość mocno padało. Taki szum szybko mnie uśpił i już do rana spałem mocno. Po przebudzeniu już nie padało, ale niebo dalej było zaciągnięte chmurami. 

 

W latach 2005 - 2007 trasa biegu była  wytyczona na trasie Gdańsk -Westerplatte - Sopot - Gdynia, aby później uległa zmianie w odwrotną stronę, Gdynia - Sopot - Westerplatte - Gdańsk. Ta zmiana uatrakcyjniła  maraton. Meta umieszczono na Długim Targu przy fontannie Neptuna i do tego podczas odbywającego się Jarmarku św. Dominika. Trasa z metą była owszem ciekawa, ale bardziej ciekawy byłem, jak mi "pójdzie maraton" po tak bardzo aktywnych dniach poprzedzających maraton. Pogoda zapowiadała się dobra - pochmurnie, temp. 20 C i dość parno. Start do biegu nastąpił punktualnie o godz. 10:00 z Alei Piłsudskiego ( obok Urzędu Miejskiego w Gdyni). Na trasę wyruszyło prawie 600 uczestników, a na pokonanie dystansu maratonu  mieli limit 5 godz.30 min.

 

 

                                                                

                                               

 

 

Pierwsze kilometry biegło mi się słabo - byłem mocno usztywniony - widać było z tego że słabo się rozgrzałem przed biegiem. Pomimo tego poszczególne km pokonywałem w założonym czasie poniżej 5 min. Z upływem czasu biegło mi się coraz lepiej. Temperatura się podniosła do 24 C i  zaczęło się co raz mocniej chmurzyć i koło 15 km zaczęła padać drobniutka  mżawka. Tak trwało do półmetka. Uzyskany tam czas - 1:41:57, przyjąłem z zadowoleniem,  czując już trochę bieg w "kościach",  Tylko minąłem półmetek momentalnie lunął deszcz  i tak lało przez jakieś 10 min. Byłem mokry jak "zmokła kura", a że biegłem z dość luźną koszulką, to kibice na Starówce dowcipkowali - " z tym wyglądem mogę startować w konkursie "Miss Mokrego Podkoszulka"  Po ulewie trochę się rozpogodziło, ale to było tylko na krótki czas. Koło 30 km znowu ulewa ( trochę mniejsza ), a potem już prawie do mety mżawka. Dopiero tuż przed metą przestało padać, było mocno pochmurnie i taka już pogoda towarzyszyła mi do końca pobytu w Gdańsku. Końcówkę biegłem w równym tempie, choć była trochę poniżej założonego tempa. Ukończyłem maraton w super kondycji z czasem 3:30:46. 

 

 

Po biegu ( a że byłem w świetnej formie ) szybko udałem się na poszukiwanie szatni z ewentualnymi prysznicami. Szybko to miejsce znalazłem, bo było w tym samym miejscu co w ubiegłym roku. W mały namiocie o nazwie szatnia, trzeba było mieć naprawę dobrą kondycję aby się przebrarć. Dość że była mała ( tłok ) to jeszcze nie było ani jednej ławeczki lub krzesła. Spora niespodzianka czekała mnie przy kąpieli w ustawionym w pobliskim wozie - było parę prysznicy i do tego wręcz z gorącą wodą !!!. To mi się trafiło. Już nie pamiętam, kiedy ostatnio miałem takie warunki do kąpieli po maratonie w Gdańsku - chyba że na pierwszych edycjach. O tym że faktycznie miałem szczęście okazało się po przyjeździe do domu i przeczytaniu forum internetowe z Maratonu Gdańskiego. Dobrze że się wtedy pośpieszyłem, bo niedługo po mojej kąpieli  zabrakło ciepłej wody, a dla ostatnich uczestników maratonu zabrakło nawet zimnej wody. Ta sama historia wystąpiła z punktami odżywczymi na trasie maratonu. Dla części uczestników starczyło na punktach banany i czekolada - sam się na to załapałem -, ale już pozostali mieli do dyspozycji tylko wodę. I tak jeszcze było dobrze, bo w poprzednich latach były sytuacje - co sam to na własnej skórze odczułem - brakowało nawet wody na ostatnich punktach odżywczych, pomimo że panował spory upał. Wniosek startów w Gdańsku nasuwa się sam: trzeba biegnąc szybko do mety, bo wtedy załapiemy się na jakieś ewentualne jedzonko na punktach, oraz nie marudzić po przybiegnięciu na metę, tylko myśleć o szybkim wykąpaniu się, lub ewentualnym umyciu. Dopiero na drugim miejscu rozglądać się za jedzeniem i innymi sprawami. Bo w Gdańskich maratonach jest od lat: "kto pierwszy ten lepszy"  i  "ostatnich gryzą psy"

 

Do odjazdu pociągu miałem jeszcze trochę czasu, więc go spędziłem przy kufelku piwa - z spotkanym po biegu - Januszem Rybickim z Polic ( 3:32:54 ). Do domu dotarłem bez przygód, bo  przecież nie zaliczę do tego tradycyjnych opóźnień pociągów.

 

Byłem bardzo zadowolony - dość równy i spokojny bieg w pierwszej części biegu okazał się bardzo skuteczna taktyką, dająca mi zaplanowany wynik.  Dobra kondycja wytrzymałościowa potwierdziła się tym że pomimo startu dwa dni prędzej w zawodach , nie przeszkodziło mi w osiągnieciu dobrego wyniku i bardzo dobrej formy po biegu  Widać że dalej forma rośnie i należy tak trzymać!

 

Zdjęcia wykonali:
Dorota Świderska
Krzysztof Grzybowski
Internet

 

 

 

Krzysztof Grzybowski
Lubuski Portal Biegowy
www.lubuskiportal.fc.pl
Gorzowskie Towarzystwo Miłośników Biegania
AMATOR
www.amator.fc.pl
bigfut@poczta.onet.pl
Strona rodzinna
www.grzybowscy.republika.pl


Lubuski  Portal  Biegowy,  Autor:  Krzysztof  Grzybowski  bigfut@poczta.onet.pl
     www.lubuskiportal.fc.pl    Data powstania  03.02.2008 r
 
  Wszelkie prawa zastrzeżone