Koszmarna Setka
Autor: Krzysztof Grzybowski, Data: 02.11.2010 r.
Na 26 Supermaraton na 100 km Kalisia 2010 jechałem podbudowany startem w Biegu 24 godzinnego w Katowicach. Liczyłem się z tym ze mogą być problemy na trasie związane z brakiem dobrego wybiegania, oraz obawa przed odnowieniem się nękającą mnie w tym sezonie biegowym kontuzją kolana. Nie przewidziałem tego ze będzie tak źle i przejdę szkołę przetrwania.
Jechałem tym razem sam bez serwisu. Początkowo byłem gotów zdać się wyłącznie na komunikację PKP, lecz po sprawdzeniu połączeń okazało się ze jak w poprzednich latach do Kalisza mam bardzo dobre połączenie, ale z powrotem już beznadziejny. Z całej sytuacji wybawił jak zwykle - Bartek Lisiecki, który zaproponował mi wspólną jazdę samochodem Poznań - Kalisz i z powrotem tuż po biegu. Z Gorzowa Wlkp. do Poznania dojechałem pociągiem. Tam czekał na mnie już Bartek i jego kolega Łukasz Nagierski - miał nam pomagać jako serwis i ewentualnie jako kierowca w drodze powrotnej. Podróż samochodem do Kalisza przebiegła szybko i bardzo dobrych humorach.
Do do sekretariatu zawodów mieszczącego się w Starostwie Powiatowym w Kaliszu dotarliśmy bez problemu grubo przed godz. 17:00. Tyle razy tam jechaliśmy , że już chyba z zamkniętymi oczyma byśmy tam trafili ;-) Załatwiliśmy szybko wszystkie formalności i od razu jechaliśmy do pobliskiego Blizanowa gdzie mieściła sie cała baza zawodów. Tradycyjnie usytuowana była w szkole Zespołu Szkół w pobliżu mety. Organizatorzy udostępnili tam 2 sale gimnastyczne, a w razie potrzeby sale lekcyjne. Był warunek - trzeba było mieć własny sprzęt do spania ( śpiwór i materac ). Byliśmy tam jako pierwsi więc mogliśmy sobie wybrać miejsce noclegu i skorzystać z będących tam materacy do gimnastyki - były zdecydowanie wygodniejsze od naszych ;-)
Pozostały czas zleciał na pogaduszkach, krótkim przygotowaniu do biegu, kolacją, a po zgaszeniu światło - jak nie raz już pisałem - kołeczki w uszy (mój sprawdzony sposób na ciszę w czasie snu ) i susa do wcześniej przygotowanego "wyrka". Trzeba było się dobrze wyspać i wypocząć po podróży, gdyż jutro czekała mnie ostra przeprawa. Sen miałem "rwany", przewracając się z boku na bok. I tak było prawie do rana.
Pomimo takiego snu wstałem przed godzina 5 na którą miałem ustawiony budzik. Byłem nie dońca wyspany, ale wstanie o tej godzinie ( bez względu na rodzaj snu ) nie robiło dla mnie problemu - o tej godzinie wstaję do pracy. Miałem ponad godzinę czasu do odjazdu autobusu na start, więc spokojnie mogłem przygotować się do startu. W tym roku została zmieniona początkowa część trasy, godzina i limit na ukończenie biegu. Start do biegu usytuowano na 5 km pętli w Jarantowie i po pokonaniu pozostałej części pętli ( 10 km ) mieliśmy do pokonania ich jeszcze 6 x 15 km. O godz. 6 autobusy bez problemu przewiozły wszystkich uczestników na start. Tam w oczekiwaniu na start mała rozgrzewka i wspólne zdjęcie, które wiązało się z niespodzianką przygotowaną przez organizatora. Pogoda do biegania była bardzo dobra: około 2 st. prawie bez wiatru i co najważniejsze - bez opadów deszczu.. Były osoby które narzekały że jest zimno, ale pamiętając poprzednie starty mogę powiedzieć że te warunki pogodowe były jedne z najlepszych z ostatnich lat, a nawet w historii moich startów Kaliskiej Setce. Mało tego - zapowiadano że w ciągu dnia będzie super.
Start do biegu następuje z małym poślizgiem - parę minut po godz. 6:30. Tym razem poprzeczka na ukończenie biegu została podniesiona z 13 godz. na 12:30. Ubrany jak w ubiegłym roku: w leginsy, rękawiczki, czapkę, koszulę z długim i krótkim rękawem, oraz w bluzę dresową i z pewnymi obawami ruszyłem na trasę. Postanowiłem jak to było w Katowicach pobiec pierwszą połowę w granicach 5 godz. W ten sposób wypracuję spory zapas czasowy i w razie jakiś komplikacji zdrowotnych powinien bez problemu ukończyć bieg w limicie czasu. I miałem rację. Do 40 km biegło się mi bardzo dobrze i nie zapowiadało jakichkolwiek problemu na trasie - pokonałem go poniżej 4 godz. ( 3:50 ) Z upływem następnych km zacząłem jednak odczuwać lekkie bule kolana. Musiałem lekko zwolnić i momentami przejść do marszu. W tym czasie dołączył do mnie mój imiennik - Krzysztof Augustyn. W Jego towarzystwie choć na chwilę zapomniałem o rozpoczynających się kłopotów na trasie. Długo tak się nie dało - koło 50 km na nowo nasiliły się bule, ale już tylko ambicja dobiegłem z nim do półmetka, gdzie czas uzyskany - 5:07 był trochę gorszy od planowanego. I tu się moja ambicja skończyła ;-( Musiałem podziękować koledze za wspólne bieganie i zdecydowanie zwolnić. Miałem spory zapas czasu na ukończenie biegu, więc miałem spore możliwości pokombinować taktycznie aby bieg skończyć w limicie czasu. Mogłem bieg ukończyć na krótszym dystansie np. 85 km, ale taka opcja nie wchodziła w rachubę. Nie po to przyjechałem na bieg - mam ukończyć 100 km bez względu na wszystko i basta
Robiło
się - jak zapowiadano - coraz cieplej. Na niebie nie było widać ani jednej małej
chmurki. Po przebiegnięciu 3 pętli ( 55 km ) parę minut poświęciłem
przebraniu się całkowicie w suche ciuchy. Był najwyższy czas - byłem mokry
ja szczur. Bule
nie ustępowały, a nawet się nasilały. Do 60 km było jeszcze w
"normie" ale później już było co raz gorzej. Na 64 km dogoniła mnie
Basia Nowak -Lewandowska ze swoim serwisem, z którego usług z chęcią skorzystałem.
Posmarowanie maścią bolącego miejsca na tyle pomogło, że odczuwałem
mniejszy ból i do 70 km dobiegłem bez większego problemu. Dopiero tam rozpoczął
się dla mnie najgorszy odcinek biegu, podczas którego już w myślach
odliczałem pokonane kilometry. I tu przydałoby mi się wsparcia mego
niezawodnego serwisu. Musiałem jednak zdać się na siebie i rozpocząłem bieganie krótszych odcinków ( 400 - 500 m ), które przeplatałem
100-200 m marszem. Były momenty że ból był tak przenikliwy, że
promieniowało mi po całej nodze, a po stopie przechodziło mrowienie. Zaciskałem
zęby i do przodu. Byłem bardzo zmotywowany psychicznie do ukończenia 100 km,
że przez myśl nie przeszło - pomimo takiego bólu - aby skończyć bieg
prędzej. I takiej sytuacji upływały wolno kilometry, lecz czas - o zgrozo -
zdecydowanie szybciej.
W biegając na ostatnią pętle wziąłem ze sobą małą butelkę z coca - colą.
Była ona w tym momencie najlepsza dla mnie - na punktach były głównie
kanapki z kiełbasą i pomidorem, z których nie miałem zamiaru korzystać.
Miałem spory zapas czasu na pokonanie ostatniej pętli - ponad 2,5 godz.. - co
pozwalało dalej kontynuować taką taktykę biegu. Na punktu odżywiania
na 95 km nie zatrzymałem się, bo szkoda było mi na to czasu - chciałem
pomimo wszystko zmieścić się w 12 godz. biegu. Przyspieszyłem zdecydowanie
bieg i zmniejszyłem odcinki chodu. Robiło się coraz ciemniej i dość
niebezpiecznie na trasie. Oprócz walki z dystansem trzeba było bardzo
uważać na ruch drogowy, a był nawet spory. Dobrze że kierowcy byli wyrozumiali
i zbliżając się do mnie zdecydowanie zwalniali, a nawet zatrzymywali się
podczas mijania.. Ryzykowne przyspieszenie opłaciło się, bo dość szybko
i bez niespodzianek - pomimo sporego bólu kolana - odcinek ten dość szybko pokonałem. Osiągniecie mety przyjąłem z dużą ulgą, w czasie - 11:49:57 na
miejscu 67
Z mety udałem się szybko na salę, gdzie na mnie czekał już Bartek. Poszło
mu zdecydowanie lepiej uzyskując czas 9:49:53 . Basi tez poszło
bardzo dobrze. Z czasem - 11:22:09 zajęła 3 miejsce w klasyfikacji
generalnej kobiet i 2 w kat. K35+. Moje gratulacje!!!. Udałem się
na kąpiel, która sprawiła mi dużą
przyjemność po tak trudnym dla mnie biegu, a po nim na małe jedzonko ( żurek ) i krótki odpoczynek..
Zaplanowana na godz. 20 uroczystość zakończenia 26 Supermaratonu Kalisia 2010
i Mistrzostw Polski Kobiet i Mężczyzn na 100 km przebiegła szybko i
zgodnie z planem.
Powrót do domu przebiegł bez problemu w dwóch etapach: jazda samochodem
do Poznania, a następnie pociągiem do domu. Około godz. 7 rano
dotarłem do domu, gdzie po paru minutach w "ciepłych nóżkach".
zasnąłem "snem sprawiedliwych" ;-)
A teraz czas na podsumowanie. Po opisie moich zmagań z kontuzją i trasą, skoncentruję się na pozostałymi elementami zawodów. Przebieg i organizacja zawodów tradycyjnie już na bardzo wysokim poziomie. Trasa dość płaska, bardzo dobrze oznakowana co kilometr i wyjątkowo malownicza w tym roku. Służby porządkowe ( policja i strażacy ) jak zwykle co roku pracują na trasie bez zarzutu.. Serdeczność i zaangażowanie członków obsługi punktów żywieniowych, oraz dzieci, które żywiołowo reagują na widok nabiegającego uczestnika biegu do punktu i pomoc we wszystkim co sobie uczestnik biegu zażyczy. Jest to już tradycją - piszę te słowa w moich artykułach już wielokrotnie, ale co mam na to poradzić - taka jest prawda. Chciałbym podziękować Basi i jej serwisowi za doping i pomoc na trasie w tak bardzo ważnym dla mnie momencie biegu. Serdeczne dzięki!!! Medal był w tym roku nietypowy. Jest na nim grupowe zdjęcie biegaczy zrobione przed startem. To była owa niespodzianka, o której wspominał organizator przed startem.
Tegoroczną edycję Supermaratonu na 100 km ukończyło 80 ze 129 osób, którzy stanęli na linii startu. Pozostali uczestnicy biegu kończyli na 55, 70 i 85 kilometrze, co tez było zaliczane jako ukończenie biegu. Wygrał Krzysztof Holik ( ZKS UNIA Tarnów ) w czasie 07:53:36. Na drugim miejscu - Adam Thiel ( KS Team Run Gdańsk ) - 08:08:07, a trzeci Piotr Sawicki ( Warszawa ) - 08:09:12. Wśród kobiet triumfowała – Aleksandra Niwińska - 09:42:23, druga przybiegła Agnieszka Mizera ( obie AZS AWF Katowice ) - 11:15:16, a trzecia Barbara Nowak-Lewandowska ( KB Kosynier Września ) - 11:22:09.
Znowu kolejna Setka Kaliska - 21, jest za mną. Zadowolony jestem ( z czasu zdecydowanie już mniej ), że pomimo sporych trudności na trasie ukończyłem ją w limicie czasu. Była to mają setna impreza do klasyfikacji "Maraton +" Do tego zestawienia klasyfikowani są biegacze którzy ukończyli minimum 100 biegów na dystansie maratonu i powyżej, czyli biegi ultra ( np. 100 km, 24 godz. itd ) Moje zestawienie to - 72 maratony, 1 x 75 km, 21 x 100 km, 6 x 24 godz. Jak już nie raz pisałem - start w Kaliskiej Setce kończy mój sezon biegowy i jest wyznacznikiem wytrzymałości kondycyjnej i psychicznej do pokonywania takich dystansów. Czuję się świetnie i prawie nie odczuwam skutków biegu na tym dystansie. Teraz biorę się za wyleczenie kontuzji na sto procent, aby w nadchodzącym nowym sezonie biegowym w pełni był gotowy do startów w zawodach, a szczególnie w ultra, bo nadchodzący sezon w biegach ultra zapowiada się bardzo interesująco.
Zdjęcia
wykonali: Mariusz Hertmann |
Krzysztof
Grzybowski
Lubuski Portal Biegowy
www.lubuskiportal.fc.pl
Gorzowskie Towarzystwo Miłośników Biegania
AMATOR
www.amator.fc.pl
bigfut@poczta.onet.pl
Korespondent Maratonów Polskich
www.maratonypolskie.pl
Strona rodzinna
www.grzybowscy.republika.pl
Gorzowskie
Towarzystwo Miłośników Biegania
AMATOR,
bigfut@poczta.onet.pl www.amator.fc.pl
Wszelkie prawa zastrzeżone