Wykonany plan -  Poznań. 2004

Autor: Krzysztof Grzybowski,  Data: 17.10.2004 r.

 

W porównaniu do Maratonu Gdańskiego tym razem przygotowałem się do udziału w Maratonie Poznańskim. Parę tygodni przygotowań wystarczyło mi,  abym mógł jechać tam z pewnymi planami czasowymi.  A było to pobiegnięcie maratonu poniżej 3:30. Sztuka ta przez ostatnich paru lat z różnych przyczyn nie udawała mi się, więc w końcu przyszedł  czas na zmianę tej sytuacji. 

 

Do Poznania pojechałem pociągiem w dniu zawodów w raz kolegą klubowym Grzegorzem Miłotą . Jadąc tam byłem przygotowany psychicznie na najgorsze, czyli stanie w długich kolejkach. Pamiętając ubiegłe lata, oraz znając w tym roku liczbę zgłoszonych  biegaczy,  moje obawy miały pewne podstawy. Z drugiej strony  miałem nadzieję ze organizatorzy przyjęli ubiegłoroczną falę krytyki do serca i organizację w tym roku przygotowali profesjonalnie. Na Malcie byliśmy  przed godz. 9. W pobliżu sekretariatu biegu było sporo uczestników maratonu, więc moje pierwsze myśli były takie  - będą spore kolejki. Po wejściu do sekretariatu zawodów miła niespodzianka  - żadnych kolejek. Załatwienie wszystkich  formalności związane z startem w zawodach ( odpowiednie sektory dla poszczególnych numerów ) i wydawania chipów ( kaucja  50 zł )  przebiegała szybko i sprawnie. Trwało to raptem parę minut. 

 

Bardzo dobrym pomysłem było ustawienie obok sekretariatu dużego namiotu. Przy licznych ustawionych tam plastikowych stolikach z krzesłami, lub stołach z ławami można było bez problemu usiąść i skonsumować posiłek. Bez kolejek ( parę stoisk ) można było kupić np. kawę herbatę, makaron z sosem. Tam tez po maratonie wydawano posiłek ( makaron z sosem ) i  jak mi powiedzieli koledzy, odbyło się tam w przeddzień maratonu Pasty Party.

 

Tym razem do dyspozycji biegaczy były czynne wszystkie szatnie i  z przebraniem  się  nie było problemu. W tym roku po ubiegłorocznej dużej krytyce w końcu rozwiązano tez sprawę przyjmowania i wydawania rzeczy oddanych do depozytu na czas trwania maratonu. Podzielono szatnie według numerów startowych na cztery hangary. (1-800, 801-1600, 1601 - 2400, 2401-3000 ). W poszczególne hangary podzielono na sektory. Każdy sektor obsługiwała jedna osoba. W ten prosty sposób skończyły się kolejki przed i po maratonie. Jak już jakieś były to bardzo małe.

 

Zbliżał się czas do startu maratonu. Najpierw przeprowadzoną ogólną gimnastykę dla wszystkich chętnych maratończyków, a po niej pomału zaczęliśmy się ustawiać przed linią startu. A było nas dużo - około 2250 uczestników. Czuło się podniosłą atmosferę.  W tym momencie przypomniały się mi maratony Warszawskie z połowy lat 80, kiedy tez starowało tam prawie tylu uczestników. Szczególności starty z tunelu stadionu Dziesięciolecia, podczas odliczaniu ostatnich 10 sekund do startu. Tamta atmosfera i echo niesione w tunelu miało swój urok.

 

Nastąpił start. Dźwięk bramki chipowej, mówił ze następni biegacze włączyli się do walki z trasą, czasem i swoimi rywalami . Musiałem poczekać około 30 sekund żebym i ja mógł tez dostąpić tego zaszczytu. Początek mego startu okazał się małym "falstartem". Po przebiegnięciu paruset metrów okazało się ze fatalnie zawiązałem chipa przy bucie i zaczął mnie w nogę uwierać. Po dwóch zatrzymaniach się na poboczu doprowadziłem sprawę do porządku i już bez żadnych problemów mogłem dalej kontynuować bieg. Moim zdaniem ( choć nie tylko moim ) pogoda do biegu maratońskiego była wręcz idealna. Było około 10 stopni C, lekki wiatr, niebo umiarkowanie zachmurzone. W czasie mego biegu za półmetkiem spadł mały deszcz, ale on nie miał negatywnego wpływu na tempo mego biegu, a nawet przeciwnie on mnie pobudził.

 

Do półmetka biegło mi się bardzo dobrze, pokonując każdy kilometr poniżej 5 minut tak jak sobie przed startem założyłem.. W tym czasie biegłem sam lub w grupce paro osobowym. Mijałem, lub mnie mijali znajomi ( pozdrawiam "Jansa" ), lecz ja nie dałem się emocją rywalizacji i przez cały czas trzymałem swoje z góry założone tempo. Na trasie  zorganizowane grupy kibiców starając się jak najgłośniej  ( nie które grupy mieli ciekawy sprzęt "nagłaśniający" ) dopingowały nas do walki z dystansem. Punkty odżywiania i odświeżania były dobrze zaopatrzone, a obsługa działała według mnie bez zarzutu. Na temat obsługi medycznej trudno mi cokolwiek powiedzieć, gdyż z niej w ogóle nie korzystałem. 

 

Dla mnie dopiero maraton rozpoczął się tak na prawdę około 27 km. Tam rozpoczął się kryzys, który był moim pierwszym, a zarazem ostatnim jak się później okazało. Musiałem go przetrwać,  zwolniłem tempo, wiedząc ze raczej nie powinien trwać długo. I nie pomyliłem się. Na punkcie odżywiania na 30 km, na moment przeszłem w chód, w tym czasie posilając się isostarem i bananem. Kryzys zaczął pomału mijać. Tak dotarłem do punktu odżywiania na 35 km, powtarzając sytuację z poprzedniego. Miałem przed sobą tylko  ( a może aż ) 7 km,  które musiałem pokonać 5-5:10 min/km, żeby zmieścić się w zaplanowanym czasie.  Czułem że odzyskuję siły i wolę walki. Z każdym pokonanym kilometrem biegło się mi coraz lepiej i co najważniejsze szybciej.  Na 40 okazało się ze wystarczy tempo 5 min/ km, a osiągnę to co zamierzałem. Czułem się świetnie, choć już odczuwałem  skutki maratonu. Wewnętrzna siła woli walki  nie dawała mi jednak spokoju i pchała mnie do przodu, co zaowocowało 2 km finiszem. Linię mety przekroczyłem w dobrej kondycji, lecz trochę zasapany szybką końcówką. Byłem bardzo zadowolony, bo osiągnąłem bez większych problemów to co zamierzałem - czas poniżej 3:30. Były to czasy- czas brutto - 3:29:15  i  czas netto - 3:28:42. 

 

Na mecie spisano numer startowy, uśmiechnięta dziewczyna powiesiła mi na szyi medal, okryto mnie kocem termicznym i już było po maratonie. Na kończących maratończyków czekały zastawione stoły z bananami, jabłkami, napojami izotermicznymi ( isostar ) Było tez piwo. Obok był punkt zdawania chipów. Nie było kolejek,  więc skorzystałem z okazji i oddałem go. Udając się do szatni po odbiór rzeczy zastawionych w depozycie byłem ciekaw jak ona funkcjonuje. Okazało się że działa bez zarzutu i nie było problemów odbiorem ich . Jedna tylko niemiła niespodzianka spotkała mnie ( i nie tylko mnie )  na tym maratonie. W szatniach były kłopoty z umyciem się. Woda malutkim ciurkiem sączyła się z kranu. Problem ten częściowo rozwiązałem z paroma osobami, które w tym czasie przebywały ze mną w szatni. Zatykało się będącą tam umywalkę i napuszczało się wodę. W ten sposób z grubsza się umyłem, a musiałem mając w perspektywie powrót pociągiem z ewentualnymi współpasażerami.;-)

 

Umówiłem się z kolegą klubowym ze spotkamy się po biegu w namiocie. Tam tez wydawano uczestnikom na podstawie numeru startowego porcie makaronu z sosem. Bardzo dobra decyzja z tym makaronem. Mam już dość serwowania na prawie każdym biegu ( maratońskim tez ) nieśmiertelnych kiełbaś, jak to ja zawsze określam. Pól biedy gdy są to paróweczki, ale zabójstwem dla organizmu po takim wysiłku jest podawanie ciężko strawnych kiełbas, a często tez bywa ze są one z grila. Serwowanie ich moim zdaniem jest pójście na łatwiznę, która nie ma niż wspólnego prawidłowym odżywianiem po biegach długodystansowych.

O godz. 17 - jak zaplanowano - rozpoczęło się losowanie samochodu  i innych nagród rzeczowych. Szło to jednak dość ślamazarnie, więc w drugiej części losowania obserwatorów tej ceremonii już była mała garstka. Organizatorzy widać nie wzięli pod uwagę faktu, ze spora grupa uczestników maratonu, przyjechała do Poznania pociągiem i nie mogła z powodu połączeń do swoich miejscowości pozostać do końca. Ominęła mnie tez z tego samego powodu końcowa część tej uroczystości.

 

Wyniki członków Towarzystwa - Maraton Poznań - 10.10.2004 r.

 

  497 miej.     Grzegorz Miłota - czas netto 3:23:25 - czas brutto 3:23:55

  608.            Krzysztof Grzybowski        - 3:28:42                   - 3:29:15

 

Pozostali Gorzowianie:

 

  223.          Waldemar Pituła                  - 3:05:01                    - 3:06:07

1022.          Tomasz   Manikowski         - 3:50:05                    - 3:51:13 

1070.          Michał   Leszczyński           - 3:52:30                    - 3:53:28

1132           Eugeniusz  Skiba                 - 3:54:26                    - 3:55:39

1263           Czesław  Romas                 - 4:00:02                    - 4:01:13

1264          Andrzej  Krajczyński           - 4:00:03                    - 4:01:14

1669          Tomasz  Nosal                    - 4:32:10                    - 4:33:30

1849          Jan  Maksymowicz              - 5:00:05                    - 5:01:53

1920          Zbigniew  Petri                    - 5:27:10                    - 5:28:17

 

Maraton ukończyło 1967 uczestników, oraz 14 na wózkach i 156 na rolkach.

 

W tym roku organizatorzy stanęli na wysokości zadania, ubiegłoroczną organizacyjną krytykę  wzięli sobie do serca i  już wszystko było w porządku. Może oprócz braku wody po biegu, choć jak słyszałem nie była to wina organizatora. Czuło się ze "zawiało Europą" choć nam jeszcze do tej prawdziwej biegowej Europy  trochę brakuje. Jak tak dalej pójdzie Maraton Poznański ma bardzo dużą szansę być nie tylko największym maratonem w Polsce, ale tez najlepiej zorganizowanym. A wszystko za tym przemawia, w co ja osobiście wierzę i organizatorom tego serdecznie życzę. Do zobaczenia w następnym roku!

 

Krzysztof Grzybowski
Gorzowskie Towarzystwo Miłośników Biegania
AMATOR
www.amator.and.pl/
bigfut@poczta.onet.pl
korespondent Maratonów Polskich
www.maratonypolskie.pl  


Gorzowskie Towarzystwo Miłośników Biegania   AMATOR,  
bigfut@poczta.onet.pl
  www.amator.fc.pl   Wszelkie prawa zastrzeżone