Po raz 18 w Bukówcu Górnym
Autor : Krzysztof Grzybowski, Data : 12.04.2002r.

Tym  razem 18 Bieg  Sokoła  potraktowałem  wyjątkowo treningowo ze  względu  na dwie sprawy. Nie byłem przygotowany do  szybkiego  biegu,  lub ewentualnie do  bicia  rekordu  trasie  ( brak wybiegania  zimowego ). Po drugie  za  tydzień   jadę  z  synem   Piotrem  do   Dębna   na   maraton,  więc  potraktowałem  jako  ostry sprawdzian  po ostatnich  paru  tygodniach  przygotowań.  Potraktowałem  go  bardzo  wyjątkowo, rezygnując nawet dzień  prędzej z  biegu  który  miałem  „pod nosem”  ( Bieg Nadwarciański – 5 km ). Odpuszczając  go, całą energie zostawiłem na pokonanie dystansu 15 km po dość trudnej trasie, co na  tydzień  przed  maratonem w Dębnie,  jak  znalazł. Plany , planami,  a  zawody rządzą  się   swoimi  prawami. Miał  być  to spokojny  bieg w granicach 4:30, a okazało się ze mnie „trochę”  poniosło  i  pobiegłem szybciej. Syn  bardzo  żałował,  ze  nie może z nami pojechać, ale w domu zatrzymały go zajęcia na uczelni.

Pojechaliśmy tradycyjnie samochodem do oddalonego od nas 150 km Bukówca Górnego. Byliśmy na miejsca półtora  godziny  przed  startem  zaplanowanym  na  godz:11. Służby  porządkowe  w osobach  przedstawicieli straży pożarnej szybko i sprawnie skierowała  nasz  samochód  na  miejsce  parkingowe. Było już dość tłoczno wokół  Remizy Strażackiej w którym  usytuowany był w sali widowiskowej,  sekretariat  biegu. Wisiały już tam ( także przed remizą ) przygotowane listy startowe  osób  które  zgłosiły  swój udział  w  terminie. Wydawaniem numerów  startowych  zajmowała się przy ustawionych  stołach spora  grupa  dziewcząt, które miały wszystkich uczestników podzielonych  na  poszczególne kategorie wiekowe. Robiły to bardzo szybko, więc my po krótkiej chwili byliśmy obsłużeni. Wpisowe wynosiło 10 zł, a  uczestnicy  zgłaszający się po terminie płacili 15 zł. Osoby, które chciały się zapisać do biegu mogły to zrobić w osobno wydzielonym pokoju mieszczący się w holu remizy. Mieliśmy  dość  czasu   na  porozmawianie  z  długo  nie  widzianymi   kolegami  przy  smacznych  ciasteczkach zaserwowanych przez organizatora.

Po  krótkiej  rozgrzewce  ustawiliśmy się  na  linii  startu. Było nas  biegaczy  około 300 z  różnych stron Polski w tym  kilkanaście  kobiet.  Pogoda  nam  dopisała. Było słonecznie  z  lekkim  chłodem,  prawie  bezwietrznie. ( wymarzone dla mnie warunki na maraton ) Start do biegu nastąpił dokładnie o planowanej godzinie. Ruszyłem spokojnie  pokonując  pierwszy  kilometr w  4:21. biegnąc w małej grupie. Następny 4:30. I  tu  nastąpił  zwrot w  moim biegu. Postanowiłem  lekko przyspieszyć, wychodząc  założenia  że to początek biegu, a  początkowe odcinki trasy w większości z górki. Przyspieszyłem i dogoniłem następną grupę biegaczy w której biegła kobieta ( nawet zgrabna ). Okazało się ze  następne dwa  przebiegłem po 4:03. Biegnąc z tą  grupą  zastanawiałem  czy powodem  tego  było, ze  prze de  mną  biegła  zgrabna  kobieta, czy to ze było sporo  z  górki :-))) . Następne kilometry były średnio po 4:10 . Grupa  zwolniła więc ja  pobiegłem do przodu. W  miejscowości  Grotniki  był do pokonania  nie duże  wzniesienie. Skupiłem  się na  utrzymaniu tempa  w  pokonaniu jego ze nie zauważyłem kiedy minąłem 10 km. Szkoda, bo nie wiedziałem  jaki  czas  tam  zrobiłem. Teraz  większości  trasa  była  pod górkę.  Pokonałem  jest dość  łatwo  co  mnie  tylko  pobudziło  do  zwiększenia   tempa   na  ostatnich  dwóch kilometrach. W  tym  czasie  minąłem  parę  osób  w tym  dwie ( starszego i młodego )  na  400 m  przed  metą. Byłem  przekonany  już  w  tym szybkim finiszowym tempie dobiegnę do mety. Biegnąc tak spoglądałem kątem oka na prawą stronę z której mogłem  spodziewać  się  finiszowego  ataku przez  biegacza  młodszego. A tu na ostatnich 100 m  zostałem  zaatakowany  z  lewej  strony  przez  biegacza  starszego. Nie spodziewając się tego ataku trochę mnie  on  zaskoczył. Postanowiłem  się  mu  nie dać i ruszyłem do szaleńczego galopu. Miałem nad nim przewagę  pól  kroku, robiąc  kroki  chyba  dwu  metrowe. I to mnie uratowało.  Utrzymałem  przewagę do końca, wpadając  na  metę  w  pełnym  pędzie,  zatrzymując się dopiero po dobrych  paru  metrach. Czułem się jakbym  na  tych  ostatnich  odcinku  pobił  rekord  życiowy.   Pokonując  tą  trudną  trasę  w  dobrej  kondycji i osiągając czas  na  mecie - 1:03:23 ( czas mierzony zegarkiem ) jest dobrym  prognostykiem  przed maratonem w Dębnie.

Po krótkim  rozbieganiu ( i chwili oczekiwaniu na kolegów ) udałem  się  do remizy  gdzie tym  razem organizator przygotował  odpowiednie warunki do umycia i wykąpania się.  W poprzednich latach z tym było o wiele  gorzej. Możliwość wykąpania  była  wtedy tylko w  prowizorycznie  zrobionym  baraku w  którym były fatalne  warunki. Teraz  oddano do użytku nowe pomieszczenia socjalne spełniające wszystkie wymogi sanitarne. Tylko był „mały” problem – pomieszczenie z  pryśnicami był  za mały na ta dużą rzesze biegaczy, więc w  pewnym  momencie było tam  tak  tłoczno ze  nie  można  było  wsadzić  szpilki.  Jednak  obok  były  umieszczone  przestrzenne  ubikacje z umywalkami i ciepłą wodą, przy których można było umyć się bez problemu.

Dość dokładnie umyci, udaliśmy się na posiłek zafundowany nam przez organizatora w ramach wpisowego. Była to oczywiście „nieśmiertelna” kiełbasa z bułką . Podczas posiłku  ustaliliśmy że około godziny 13:30  wyjeżdżamy z Bukówca w drogę  powrotną do domu. Jak  ustaliliśmy  tak to wykonaliśmy. O godz. 15:20 byliśmy  w  domu.

          Ekipa gorzowian składała się z następujących osób:

          Mariusz Uniczko
          Czesław  Romas
          Eugeniusz Skiba
          I moja skromna osoba

Z obowiązku korespondenta serwisu Maratony Polskie małe posumowanie 18 Biegu "Sokoła":

          - poprawiły się zdecydowanie warunki socjalne( możliwość umycia i wykąpania się ),
          - bardzo dobra organizacja ruchu samochodów, przybyłych na bieg zawodników,
          - dla każdego uczestnika ręcznik z logiem biegu, puszka piwa, dyplom uczestnictwa,
          - żywiołowa reagująca  publiczność na starcie i mecie,
          - miła i szybka obsługa biegaczy przy zapisie,
          - trasa oznakowana co kilometr,
          - występy artystyczne w czasie i po biegu,
          - posiłek po biegi, który szybko i  sprawnie wydawano,
          - stoisko ze sprzętem sportowym,
          - pokazy i występy artystyczne.

Z tej imprezy można  wyciągnąć jeden  z  wniosków. A  mianowicie, że nie  trzeba  być dużym  miastem o dużym kapitale  kulturalnym,  żeby  można  było organizować  imprezy  sportowe ( i  nie  tylko  sportowe ) na  wysokim poziomie. Wystarczy  włożenie  dużo  serca  w  organizację  danej   imprezy  przez   mieszkańców, co  w  sporo wypadkach potrafi to nadrobić niedobór finansowy przeznaczony na jej organizację.

 

            Krzysztof Grzybowski
            Gorzowskie Towarzystwo Miłośników Biegania
            AMATOR
            http://www.amator.and.pl/
            bigfut@poczta.onet.pl
            korespondent serwisu Maratony Polskie
            http://www.maratonypolskie.pl
 


   Gorzowskie Towarzystwo Miłośników Biegania   AMATOR,  
 bigfut@poczta.onet.pl  www.amator.fc.pl   Wszelkie prawa zastrzeżone