PODSUMOWANIE MARATONU DĘBNO 2001
Autor: Krzysztof Grzybowski Data: 24.04.2001r.

Po ochłonięciu  z  wrażeń wyniesionych  z  uczestnictwa  w  maratonie,  piszę już na spokojnie swoje (nie tylko) spostrzeżenia. Do  biegu  tego z  synem  Piotrem  nie przygotowywałem się, wychodząc z założenia, że jesteśmy przygotowani  kondycyjnie dość dobrze (start mój w Prokom Gdynia) i powinniśmy  “zrobić” czas poniżej 3:30. Założenia  i  plany swoją  drogą, a bieg swoją, więc  start w maratonie miał pokazać jakie jest nasze wybieganie przed sezonem.

Jako że  mieszkam dość blisko od Dębna (41 km)  postanowiłem pojechać tam już w sobotę, załatwić wszystkie sprawy  związane  z  zgłoszeniem  do  maratonu, oraz  wziąć  udział  w  Pasty - patry, spotkać  się  z  dawno  nie widzianych  kolegami,  wrócić  do  domu, a  następnego dnia przyjechać z powrotem na bieg. Jak zaplanowałem, tak  zrobiłem. W sobotę  pojechaliśmy  do Dębna  w piątkę: Ja, żona Krystyna, za kółkiem niezastąpiony biegacz - kierowca  Czesław  Romas, oraz  syn  Piotr  ze  swoją  dziewczyną  Moniką.  Z  tej  ekipy biegnąć w maratonie mieliśmy tylko ja z Piotrem, a pozostali jechali z nami do towarzystwa i z ciekawości jak będzie on zorganizowany, gdyż się w tamtym roku tyle dobrego się o nim nasłuchali.

W  Dębnie  byliśmy  przed  godziną 18 i od razu  udaliśmy się do biura zawodów, który  mieścił  w Dębnowskim Ośrodku  Kultury,  Sportu  i  Rekreacji.  Do  Dębna  wysłałem  zgłoszenie  w  formie  listu  na  którym  podałem podstawowe  dane  wymagane przy zgłoszeniach. W holu ustawiony  był stolik, przy którym należało potwierdzić swój  udział w maratonie. Po podaniu swego nazwiska – jakie było nasze zaskoczenie - otrzymaliśmy wypełnione już  karty  uczestnictwa. Poproszono  na s o  dowody  osobiste  i  po  sprawdzeniu, czy  wszystkie  dane wpisane w  karcie są w  porządku, dali  nam je do podpisu. Po załatwieniu tych formalności udaliśmy się na badania przed startowe. Wysłałem  już  sporo  zgłoszeń  w  tej formie  na różne biegi w całej Polsce, ale bardzo rzadko w biurze zawodów były już przygotowane dla zawodników do podpisu karty uczestnictwa.

Tu  należy  się organizatorom duży  plus, ponieważ  przez  takie posunięcie zlikwidowany został tłok i zamieszanie przy  stoliku,  przez  co  szybko  i  sprawnie  przebiegało  wydawane  kart  uczestnictwa. Z reguły  po  zgłoszeniu listownym, przyjeździe na dany bieg i sprawdzeniu czy się jest na liście zgłoszonych, organizatorzy wydawali kartę uczestnictwa, którą często w dużym tłoku trzeba było wypełniać.

Udajemy  się obok  do korytarza, gdzie mieścił się  pokój, w  którym  przeprowadzano badania. Przed pokojem duża  kolejka.  No to  wpadliśmy – pomyślałem – teraz  sobie  poczekamy, a taki  miły  był  początek  załatwiania formalności zgłoszeniowych. Jednak i tu także nie doceniłem organizatorów - kolejka przesuwała się dość szybko. Dopiero  po  wejściu  do  środka,  mogłem  stwierdzić, dlaczego. Wewnątrz  pokoju  ustawiono  trzy  krzesła, na które  siadali  zawodnicy. Badania  sprawnie  i  dokładnie  przeprowadzało  dwóch lekarzy, oraz współpracująca z nimi pani doktor wykonująca pomiar ciśnienia.

To  można  dać  drugi  plus  za   sprawność  przeprowadzenia   badań  dopuszczających  do  startu. Często  na maratonach badania przeprowadza jeden, lub niekiedy dwóch lekarzy i do tego robią to bardzo wolno.

Po  wykonaniu  badań  udaliśmy się do mieszczącego się obok biura zawodów. Po okazaniu  wpłaty wpisowego dokonanego przekazem pocztowym  na  konto,  zostaliśmy  szybko i  sprawnie obsłużeni. Wydano mam numery startowe  i  reklamówkę  w której  była  okolicznościowa  koszulka  maratonu, talony  na żywność i ładna teczka z regulaminem biegu.

W sali  widowiskowej  już  wszystko  było  przygotowane  do  Pasta - Party.  Ustawione  i  nakryte  stoły , miłe i  sympatyczne  dziewczyny  serwowały  każdemu  (nie musiał być to uczestnik maratonu) według uznana : wodę, kawę, lub herbatę. Obok w sali przygotowano wystawę poświęconą historii maratonu w Dębnie. Nim rozpoczęto wydawać   posiłek   główny   spagetti  ( makaron   z   sosem ),   “puszczony”   został   na   dużym   ekranie   film z  ubiegłorocznego  maratonu . Z  przyjemnością mógł sobie każdy (a, może tylko niektórzy?) przypomnieć swój bieg, a  przy  okazji  zobaczyć jak  przebiegał  maraton. Przy  gorących rozmowach o ubiegłorocznym maratonie, rozpoczęto  wydawanie  wspomnianego makaronu. W  tym  momencie powstało małe zamieszanie i momentalnie powstała spora kolejka. Wydawanie szło opornie, ponieważ zajmowali się tym dwie osoby nakładając z jednego kotła, a  kolejka  systematycznie  rosła. Na  ten  widok początkowo odechciało się nam makaronu, jednak mając trochę  czasu  do  planowego  powrotu  do domu,  postanowiliśmy  jeszcze  trochę poczekać. Niestety nic z tych
rzeczy. Minęła  godzina, a  kolejka  zamiast się zmniejszyć, zwiększyła się ! Tylko dzięki wyrozumiałości kolegów udało się  nam  otrzymać  główne danie  poza  kolejką.  Z  Dębna  wyjechaliśmy  o  godz  20:30  i  bez  przygód dotarliśmy  do domu po 45 min jeździe samochodem.

 Do  Dębna  przyjechaliśmy  ponownie   przed  godziną  9  rano. Tym   razem  na   maraton  jechaliśmy   dwoma samochodami. W jednym  5 osobowa ekipa maratończyków, która przyjechała szybciej, a drugim kibice - mieli czas,  więc  przyjechali  tuż  przed  startem. Na dworze. Pochmurno, około 10 stopni C. Nie jest źle, lecz mając przed  oczyma  sobotnią  pogodę  ( do południa padał deszcz )  nie  napawało to zbytnio optymizmem. Koledzy  klubowi  poszli  się  zapisać, a  ja  z  synem  udaliśmy  się  na  salę  widowiskowa  wypić  kawę  i  porozmawiać z  spotkanymi  tak  kolegami. Po  lekkiej  rozgrzewce  i  rozmowie  z  “naszymi”  kibicami, udaliśmy  się na start. Wokół  startu  zgromadził  się tłum mieszkańców Dębna i przy ich gorącym aplauzie po wózkarzach i rolkarzach o godz.11 wyruszyliśmy na trasę.

Dystans  maratonu  składał  się z  trzech  pętli  prowadzących na trasie Dębno – Dargomyśl – Cychry – Dębno, o całkowicie  zamkniętym  ruchu  kołowym  i  dobrze  zabezpieczonych  przez  służby porządkowe. Wybiegamy  z  miasta dopingowani  i oklaskiwani przez mieszkańców. Pogoda  niemal  idealna do biegania: pochmurne niebo  i  lekko  wiejący wiatr . Zaplanowałem  z  synem ,  że  pierwszą  część  biegu  pokonujemy  w  tempie  4:30/km. Pierwsze kilometry biegniemy trochę szybciej od planowego tempa. Idzie dobrze, aby tak dalej.

Wbiegamy  do Dargomyśla witani  przez okolicznych  mieszkańców. Nie korzystamy z ustawionego tam punktu odświeżania i odżywiania. Nie zwalniając tempa opuszczamy miejscowość, dość łagodnym i długim  podejściem ciągnącym  się asfaltową  drogą  wśród  lasu. Ten  odcinek do Cychr biegnie się z dużą przyjemnością  (także w opinii wielu biegaczy) jest to najpiękniejszy z odcinków biegu. Dobiegamy do Cychr, w których  skręcamy ostro w  lewo  wśród   ustawionych  i  żywo  dopingujących   nas   mieszkańców.  Przed   nami   punkty   odżywiania i  odświeżania. Z  chęcią  z  nich  korzystamy, zwalniając  lekko tempo. Punkty profesjonalnie przygotowane na których ustawione  była: woda, izostar, herbata. Mijamy 10 km – czas 44 min z  sekundami, czyli według planu. Po paru  kilometrach  wbiegamy  do Dębna  wśród  witającej  nas  mieszkańców  kończąc  pierwszą pętlę. Jest dobrze, a  oklaski  dodatkowo dodają  sił  do dalszego  biegu. Biegniemy  spokojnie,  zwalniając  lekko tempo. Tak  dobiegamy do Dargomyśla. I tu dosięga  mnie  pierwszy kryzys, odrętwienie i skurcze nóg. Muszę zwolnić, choć syn dopinguje do utrzymania  tempa. Pyta  się co mi jest ? Nogi  “siadają”, będę  musiał  zwolnić tempo – odpowiadam.  Za  Dargomyślem  na   podbiegu  zostaję  z  tylu,  pomimo  gorącego dopingu  przez  syna.  “Nie przejmuj się mną idź do przodu, ja sobie radę dam” – wołam do niego. Pomału się oddala.

W  tym momencie  mięśnia  zmuszają  mnie do  pierwszego krótkiego spaceru, po którym spokojnym  biegiem “docieram” do Cychr. Doping  i  oklaski  nie słabną  i  są  nawet  gorączkowe. Po krótkim  zatrzymaniu  się  na punkcie odżywiania ruszam do przodu. Tak biegnąc i trochę idąc dotarłem do Dębna, gdzie biegaczy  witał  nie słabnący doping. Na ulicach Dębna mijam się z synem. Pozdrawiamy się  i dopingujemy  do dalszego biegu. Do walki  z  dystansem,  dopingują   też  nas  nasi   “kibice”. Żona  woła - “Trzymaj  się, będę  czekała  na  mecie”. Podbudowany  psychicznie ruszyłem do walki z pozostałym dystansem. Czuję  się dobrze.  Wszystko  by  było  w  porządku,  gdyby nie  te mięśnie. Przy gorącym dopingu  mieszkańców  na  trasie, momentami  trochę idąc, dobiegam do Dębna. Na 40km mam  około 15min do upływu 3:30. Wstąpiła we mnie nadzieja że mogę zrobić nasz  założony  przed  biegiem  plan. Zwiększam  tempo. Ulice miasta, żywiołowy doping. Przed  zakrętem  na ostatnią  prostą  do  mety, czeka na mnie syn. Dopinguj e mnie wołając: zmieścisz się w czasie 3:30.  Pokonuję zakręt i spoglądam na zegar umieszczony na  linią mety - 3:28:12. Uśmiech na twarzy – zrobiłem  to co  miałem zrobić. Zwalniam tempo i spokojnym truchtem wbiegam na metę. Czas – 3:28:40. Czytnikiem sprawdzają kod kreskowy i uśmiechnięta dziewczyna wiesza  mi  na szyi  przepiękny medal. Wpadam w objęcia czekającej  na  mecie  żony.  Uściski  i  gratulacje. Jestem  zmęczony  i  lekko  zasapany  końcowym  finiszem.  Dzieci  proszą o  autograf. Trudno im odnowić, lecz  z  podpisu  wychodzą wskutek zmęczenia dziwne  “zawijasy”. Za  dobry doping  naszym  kibicom  “fundujemy”  posiłek  po biegu, z  prośbą  o  odebranie   reklamówek  z  pozostałym prowiantem  przygotowanym  przez organizatorów. Z  Piotrem udaję  się do Domu Kultury gdzie  na  parkingu w  samochodzie  mamy  zostawione torbę  z  “ciuchami”. Postanowiliśmy  się  nie  kąpać,  lecz  tylko trochę się opłukać w zimnej wodzie, a super kąpiel zrobić dopiero w domu. Przecież mieszkamy niedaleko Dębna.

W tym czasie żona z pozostałymi naszymi kibica poszli do mieszczącej się obok mety szkoły, gdzie wydawano posiłki.  Z   Jej  relacji   wynikało,  że  zostali   przyjęci  bardzo  gościnie.  Poproszono  ich,  żeby  usiedli  przy przygotowanych  stolikach  i  przyniesiono im  gorącą  grochówkę z białą kiełbaską, jako wkładką. Stwierdzili jednogłośnie z takiej grochówki dawno nie jedli. Można było się napić kawy, herbaty, lub wody. Otrzymali tez przygotowaną  dla  nas “wałówkę” na  drogę  powrotną: piwo, jabłka, pomarańcze,  cytryna,  czekolada,  soki, izostar, ciastka. Żona miała co dźwigać ;-))

Organizatorzy   po   prosty   przeszli   sami   siebie,  na   każdym   kroku  oferując   nam   pomoc.   Życzliwość i zaangażowanie było widoczne na każdym kroku. Pod wrażeniem wspaniałej gościny, zmęczeni  i  wspaniałych humorach wróciliśmy do domu.

Syn z czasem 3:20:07 tym razem mnie pokonał, lecz tegoroczny sezon biegowy nie skończył się, więc postaram się Mu “dołożyć” w najbliższym maratonie. Prawdopodobnie będzie to w Gdańsku.

Podsumowując cała  imprezę  biegowa, z  redaktorskiego obowiązku muszę wymienić zauważone przeze mnie ( i nie tylko ) drobne uchybienia w organizacji maratonu:

            - słabo przeprowadzona reklama biegu: nie wysłanie regulaminów, czy zaproszeń
               zawodnikom i Klubom Biegacza,
            - Brak na stronie internetowej na niespełna dwa tygodnie przed startem regulaminu
               i informacji o maratonie.
            - Słabe nadanie rozgłosu medialnego,
            - Czas 4:30 jest moim zdaniem za mały. Zwiększenie go do 5 godz (standard na Polskich
               maratonach) może  spowodować przyjazd większej liczby uczestników,
            - Lepsze zorganizowanie wydawanie spagetti podczas Pasty – Party,

Po usunięciu tych drobnych uchybień może się stać wzorcowym maratonem w Polsce, z  którego  inni  powinni brać przykład. Również może stać się Polską Mekką dla maratończyków.

Mówiąc  jednym  słowem:  organizacja  na  5  z  plusem. Zostanie na pewno  baaaaardzo  długo mi  w  pamięci. Żona  była zachwycona przebiegiem imprezy i kto wie, czy na drugi rok pobiegnę w Dębnie w większym  gronie rodzinnym.

Krzysztof Grzybowski
Gorzowskie Towarzystwo Miłośników Biegania
AMATOR
e-mail:bigfut@poczta.onet.pl
tel.( 095 ) 736-90-46


   Gorzowskie Towarzystwo Miłośników Biegania   AMATOR,,

bigfut@poczta.onet.pl   www.amator.fc.pl  Wszelkie prawa zastrzeżone