Sudecka Setka
19-20 czerwca 2015 r.,  Boguszów - Gorce

Autor:  Krzysztof Grzesiak

 

SUDECKA SETKA – jest to najstarsza po SUPERMARATON KALISIA tego typu impreza w Polsce, rozgrywana nieprzerwanie od 1989 roku. "Kiedy noc najkrótsza a dzień najdłuższy, Zarząd Oddziału PTTK w Wałbrzychu rozpoczął organizowanie Górskiego Marszu Turystycznego na 100 km. Pierwsza „Setka” ruszyła 24 czerwca 1989 r. z 24 uczestnikami. Początkowo prowadzona w formie rajdu turystycznego, szybko wyewoluowała w ekstremalny bieg na stukilometrowej trasie prowadzącej w większości leśnymi górskimi szlakami i do tego nocą. Bieg odbywa się corocznie w czerwcu, w piątek najbliższy przesileniu letniemu (czyli najkrótszej nocy w roku) w malowniczej scenerii dolnośląskich Sudetów.

 

  

 

Decyzję o wzięciu udziału w biegu podjąłem jesienią 2014r. po udanym dla mnie starcie w XV Poznań Maraton. I tak od 1 listopada rozpocząłem intensywne przygotowania do startu na tak ekstremalnym dystansie. Chciałem nadmienić, że oprócz udziału w biegu maratońskim nie miałem jak do tej pory doświadczenia w tego typu imprezach. Przygotowania do biegu oparłem głownie na treningu do maratonu Jurka Skarżyńskiego na czas 03:00:00 z drobnymi modyfikacjami i tak po dobrze przepracowanej zimie startując w 42 Dębno Maraton szczęśliwie kończę z wynikiem 03:07:39 co dobrze wróżyło w 2015r. Następnie start w 34 Pszczewskiej Dwudziestce i osiągnięty czas 01:25:26 utwierdził mnie w przekonaniu, że jestem na dobrej drodze i trening mi sprzyja. Moje modyfikacje treningu polegały głównie na zwiększaniu objętości treningów opartych głównie o 1 zakres i przeprowadzaniu ich w terenach leśnych z dominacją podbiegów. Łącznie w ramach przygotowań do startu wybiegałem blisko 2000km w 120 jednostkach treningowych wykonując start kontrolny w maratonie, jedną 50-tkę, jedną 40-tkę i trzy 30-tki - co miało zahartować mój organizm na ekstremalny wysiłek.

 

 

 

Tegoroczna już 27 edycja biegu odbyła się w piątek 19 czerwca punktualnie o godz. 22:00 startując z najwyżej położonego rynku w Polsce (ok. 590 m.n.p.m.) w malowniczym górniczym miasteczku Boguszów- Gorce. W ramach imprezy rozgrywane są jednocześnie biegi na dwóch dystansach :

- 42km „Nocny Maraton Górski”

- 100km -„Sudecka 100”

Dla zawodników startujących na dystansie 100km istnieje możliwość ukończenia biegu na skrócie w miejscowości Grzędy na 72 km trasy i będą sklasyfikowani na dystansie OPEN K/ M 72.

 

Ja miałem niepowtarzalną okazję przyjechać w okolice Boguszowa już we wtorek, ponieważ urodziłem się w tym rejonie i wykorzystując fakt tego, że jest tam mój dom rodzinny mogłem delikatnie aklimatyzować się do warunków górskich, które jednak różnią się troszkę od aury jaka panuje w woj. lubuskim. W wolnym czasie udało mi się w środę wykonać krótkie 13-km rozbieganie i kilka spacerów by nie pozwolić mięśniom zapomnieć, że istnieją. Pogoda psuła się z godziny na godzinę, prognozowano opady deszczu, co bardzo pesymistycznie nastawiało mnie do wyzwania. W piątkowy ranek podjąłem ostateczną decyzję o wyborze stroju na nocną część biegu i przygotowałem przepaki, które po spakowaniu i opisaniu swoim numerem startowym zawiozłem do biura organizatora, gdzie odebrałem pakiet startowy. Ilość bufetów jakie zabezpiecza organizator na trasie biegu jest tak duża i na tyle częsta, że podjąłem decyzję by biec jedynie z pasem biodrowym wyposażonym w litrowy bidon na napoje. 

 

 

 

Jeśli chodzi o trasę SUDECKIEJ 100 to przebiega ona po 100km rundzie przez Mniszek, masyw Trójgarbu, następnie przez szczyt Chełmca trasa prowadzi na metę dystansu 42km usytuowaną na stadionie przy ul. Kusocińskiego. Stamtąd dystans 100km udaje się dalej podnóżem masywu Chełmca w kierunku masywu Dzikowca i Lesistej Wielkiej. Trasa prowadzi kolejno szczyty: Dzikowiec, Lesistą Wielką, Wysoką do skrótu 72km usytuowanego we wsi Grzędy Górne, gdzie zawodnicy mają możliwość wcześniejszego zakończenia biegu, jeśli uznają że trasa jest dla nich zbyt wymagająca. Dystans 100km biegnie dalej przez zalew w Grzędach i okolice Dzikowca Małego do mety na stadionie przy ul. Kusocińskiego w Boguszowie- Gorcach. Profil trasy przedstawia ilustracja: 

 

                      

 

Start nastąpił punktualnie o godzinie 22:00 z rynku w Boguszowie- Gorcach przy wystrzałach fajerwerków i dopingu mieszkańców miasteczka którzy tłumnie stawili się na rynku. Po wykonaniu dwóch okrążeń po terenie Boguszowa biegacze ruszyli ostrym podejściem poza rejon miasta w kierunku pierwszego szczytu o nazwie Mniszek. Najważniejsze w tym momencie dla każdego biegacza jest znalezienie swojego miejsca w długim sznurze biegnących maratończyków, ponieważ od samego początku ścieżki są dosyć wąskie, jest ciemno i biegacze są wymieszani pomiędzy tymi startującymi na 42km i 100km, którzy z założenia biegną w różnym tempie. Przypadła  mi do gustu początkowa część trasy, gdyż była najeżona dużą ilością małych podbiegów i zbiegów, które bardzo fajnie się pokonywało. Na piątkę z plusem zasługują bufety, które są dość gęsto rozstawione i bogato wyposażone min. w smaczne bułki z serem i warzywami, słodkie bułki, wafelki, rodzynki, banany, izotoniki, wodę i herbatę i sól- która pozwala ultrasom na uzupełnienie minerałów podczas ekstremalnego wysiłku. Warto się zapoznać z listą bufetów i ich wyposażenia, by odpowiednio zaplanować taktykę na bieg i za dużo nie dźwigać ze sobą w plecaku. Trasa Sudeckiej prowadzi głównie szlakami i drogami leśnymi, ale nie tylko. W nocy można zobaczyć niesamowity widok rozciągniętych na dystansie 2-3 km przesuwających się światełek – czyli czołówek biegaczy. Pierwsze poważne wyzwanie pojawia się około 30 km – czyli podejście na Chełmiec. Nie jest ono może zbyt strome , ale ciągnie się nieubłaganie przez około 6km co doprowadzało mnie do szału. Człowiek biegnie i idzie , idzie i biegnie a końca, czyli szczytu z bufetem nie widać. Do tego ta wszechobecna ciemność i zimny wiatr bardzo skutecznie atakują psychikę biegacza. Na tym etapie sznur biegnących jest już dobrze porozrywany, niejednokrotnie biegnie się już samemu, lub w małych grupach co jak miało się okazać będzie potem normalnością dla biegnących „setkę”. Po zdobyciu Chełmca wracamy na stadion przy ul. Kusocińskiego gdzie kończą swoją walkę biegnący maraton. Ja na mecie maratonu zameldowałem się po 04:49:00 i po małym odpoczynku, zmianie spodni na spodenki i zatankowaniu bidonu ruszyłem dalej przed siebie zupełnie sam. Po jakimś czasie spotkałem jednego z biegnących „setkę” i tak wspólnie przez dość krótki czas walczyliśmy z trasą i ciemnością. Po jakimś czasie zostałem sam i tak powoli zbliżałem się do następnego wyzwania by na ok. 52 km podjąć się bardzo stromego podejścia na masyw Dzikowca, gdzie znajduje się stok narciarski. Podejście jest bardzo wymagające a co mnie zaskoczyło najbardziej udawało mi się w tym miejscu wyprzedzać innych zwyczajnie idąc. Jeśli chodzi o taktykę wyprzedzania to rzuciło mi się w oczy, że na takim biegu trzeba być bardzo cierpliwym….. Nie można rzucać się na każdego biegacza, który cię wyprzedza. Ponieważ do mety daleko, a po jakimś czasie to ty go wyprzedzasz. Takie ślimacze zawody mogą trwać nawet 10km, aż okaże się kto jest mocniejszy i wówczas wysuwa się on naprzód i przejmuje prowadzenie- co wcale nie gwarantuje zwycięstwa- ponieważ trasa jest trudna i wszystko może się wydarzyć. Dlatego trzeba być  bardzo konsekwentnym w realizacji swoich celów i z pełną determinacją realizować swoją taktykę. Do bufetu na 55km dotarłem w dobrej formie i po nacieszeniu oka wspaniałymi widokami ruszyłem dalej. Kolejne 45 km to była jednak już tylko walka o przetrwanie. Tempo spadało z odcinka na odcinek, a ja coraz bardziej odczuwałem trudy biegu, choć nadal udawało mi się wyprzedzać innych zawodników. Pierwszy kryzys jaki odczułem w okolicach 58 km to utrata władności nad nogami w gestii pokonywania zbiegów. Po prostu ból w kolanach nie pozwalał mi już tak płynnie zbiegać w dół. Następnym dyskomfortem jaki mnie dopadł po kolejnym bufecie były ciągłe bóle kolkowe, które dość długo trwały i skutecznie uniemożliwiały bieg , mimo że trasa była miejscami płaska i umożliwiała nadrobienie poniesionych strat czasowych na podejściach. I tak w lepszej i gorszej formie dobiegłem na bufet umieszczony na 72km we wsi Grzędy, gdzie była możliwość zakończenia biegu i powrotu do Boguszowa busem. Pokusa była ogromna, ja jednak przyjechałem tu, by przebiec setkę, więc pomimo faktu, że kilku biegaczy w tym miejscu rezygnowało z dalszej walki, ja po przebraniu się (planowany przepak) mimo padającego już deszczu pobiegłem dalej. Wykonałem również telefon do żony by powiedzieć jej, że wszystko mnie już boli i chce mi się płakać, ale biegnę dalej i tę ostatnią 30-tkę powierzam specjalnie dla niej. Na tym etapie minęły problemy ze zbieganiem i kolką, za to pojawiło się ogólne zniechęcenie dalszą walką wywołane zmęczeniem organizmu i wszechogarniającym bólem. Tempo spadało nadal, a ja wykonując wój morderczy marszo- bieg przemieszczałem się dalej, aż dotarłem na ostatni pkt. bufetowy umieszczony na 86km, który zabezpieczali strażacy z OSP Czarny Bór. Chłopaki bardzo fajnie zagrzewali do walki prze syreny wozu strażackiego – baa nawet oferując jajecznicę smażoną nad ogniskiem. I tak po chwili wytchnienia ruszyłem dalej. Nie było już odwrotu- ostatni bufet i ostatnie 14km do mety. Liczyłem, że będzie to już łatwa przeprawa i o dziwo przy 90 km minęły wszelakie kryzysy – nawet podbiegi zacząłem pokonywać biegiem, jednak swawola nie trwała długo. Im bliżej byłem miasta, tym ciężej się biegło. Po dotarciu do Boguszowa dopadły mnie pierwszy raz tego dnia skurcze w lewej nodze, a trasa jak na złość nie wiodła wprost na stadion, tylko lawirowała w boguszowskich uliczkach. Frustracja dawała się we znaki a człowiek myślał już tylko o tym by ta katorga się skończyła. Wreszcie mym oczom ukazał się stadion na który wbiegłem z uśmiechem i radością wykonania niewykonalnego! Sudecką Setkę ukończyłem po 12:08:02 zajmując 29 miejsce w kat. OPEN i 10 miejsce w kat. M-30, co uznaje za wielki sukces, jak dla kogoś, kto do tej pory nie miał doświadczenia ani z ultra bieganiem, ani z bieganiem biegów górskich. Ten bieg był dla mnie tak dużym wyzwaniem i doświadczeniem, niczym pierwszy maraton w życiu. Cieszy mnie niezmiernie to, że udało mi się przezwyciężyć słabości i szczęśliwie dobiec do linii mety. Czuje się silniejszym i bardziej doświadczonym, aczkolwiek jeszcze długa droga przede mną i na pewno wiele ciekawych biegów, z których najbliższy 1 sierpnia w Szklarskiej Porębie – Maraton Karkonoski.

                                                                                            


Lubuski  Portal  Biegowy,  Autor:  Krzysztof  Grzybowski  bigfut@poczta.onet.pl
     www.lubuskiportal.fc.pl    Data powstania  03.02.2008 r
 
   Wszelkie prawa zastrzeżone